PropertyValue
rdfs:label
  • Bądź dobrym rodzicem
rdfs:comment
  • Basia wracała ze szkoły. Zbliżał się koniec pierwszego semestru i czekało ją wiele poprawek, dlatego nie mogła sobie pozwolić na zaległości. Właśnie przechodziła przez park. Rozglądając się na boki, widziała ogrom bawiących się dzieci w różnym wieku. Popatrzała na zegarek. Była godzina 15:47. Godzinę temu kończyła lekcje i była już spóźniona na obiad. Dziewczyna odruchowo spuściła głowę, ukrywając twarz za zwisającymi czarnymi włosami. Przyśpieszyła kroku, by nie zwracać uwagi i tak już zajętych dzieci, które zdawały się jej nawet nie zauważać. Wkrótce zbliżyła się do swojego bloku mieszkalnego. Widząc klatkę, wyjęła z kieszeni pęk kluczy, przygotowując odpowiedni klucz do otworzenia drzwi. Nigdy nie korzystała z domofonu. Wchodząc do klatki schodowej, usłyszała znajome krzyki, tak donośne
dcterms:subject
abstract
  • Basia wracała ze szkoły. Zbliżał się koniec pierwszego semestru i czekało ją wiele poprawek, dlatego nie mogła sobie pozwolić na zaległości. Właśnie przechodziła przez park. Rozglądając się na boki, widziała ogrom bawiących się dzieci w różnym wieku. Popatrzała na zegarek. Była godzina 15:47. Godzinę temu kończyła lekcje i była już spóźniona na obiad. Dziewczyna odruchowo spuściła głowę, ukrywając twarz za zwisającymi czarnymi włosami. Przyśpieszyła kroku, by nie zwracać uwagi i tak już zajętych dzieci, które zdawały się jej nawet nie zauważać. Wkrótce zbliżyła się do swojego bloku mieszkalnego. Widząc klatkę, wyjęła z kieszeni pęk kluczy, przygotowując odpowiedni klucz do otworzenia drzwi. Nigdy nie korzystała z domofonu. Wchodząc do klatki schodowej, usłyszała znajome krzyki, tak donośne, że było je słychać aż na parterze. Basia mieszkała na szóstym piętrze. Nerwowo wcisnęła guzik "wołający" windę, która znajdowała się na 3 piętrze. Im wyżej winda jechała, tym krzyki stawały się bardziej głośne. To były krzyki jej ojca. Przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, wypuściła głośno powietrze z płuc. Podeszła cicho do swoich drzwi i przyłożyła ucho. "Znowu kłócą się o jakąś głupią drobnostkę" - pomyślała i lekko zapukała do drzwi. Nikt nie otworzył. Krzyki nie ustawały, więc pomyślała, że nikt nie usłyszał pukania. Jak zwykle. Była jedynaczką, więc nikt nie mógł jej zabrać z tego koszmaru na jawie. Wyjęła klucze z kieszeni. Wybierając ten do drzwi mieszkania, przekręciła go w zamku. Rodzice Basi dalej się kłócili, nie zważając na to, że ich córka stoi właśnie za drzwiami. Wstrzymując oddech, otworzyła drzwi. Była w centrum kłótni. Jej ojciec, zauważając ją, spojrzał na zegar wiszący w przedpokoju. Było już po 16. Złapał ją za szyję i oparł o ścianę. Matka Basi stała sparaliżowana, przyglądając się poczynaniom swojego męża. Nie miała siły pomóc swojej córce. Twarz Basi lekko zsiniała. Nie miała siły opierać się ojcu. Myślała, że zbliżał się jej koniec, kiedy mężczyzna zwolnił uścisk i upuścił dziewczynę. Leżała przez chwilę, oszołomiona tą sytuacją. Miała przed oczami wyobrażenie swoich narodzin, momenty ze swojego dzieciństwa wolne od wszelkich przykrych sytuacji, podobnych do tej. Wyobraziła sobie siebie leżącą pod ścianą, potrzebującą pomocy. Otworzyła szeroko oczy. Coś w niej pękło. Odnalazła w sobie siłę, żeby wstać. Jej całe posiniaczone ciało wstało, jakby nie czuła bólu. Ojciec Basi przyglądał się jej, zdziwiony. Dziewczyna otworzyła drzwi od łazienki i zamknęła się w niej. Coś nakazało jej szukać ostrego narzędzia. Zielone oczy dziewczyny padły na półkę z lekarstwami. Otworzyła ją i zobaczyła, że na półce leżą nożyczki. Wzięła je. Stając naprzeciwko drzwi, zaczęła wycinać sobie na twarzy linie układające się w dziwny znak. Cała jej twarz krwawiła. Rozcięła sobie brzuch i masakrowała swoje narządy wewnętrzne, jeden po drugim. Robiła to, dopóki nie padła martwa na podłogę. Ciało Basi leżało we własnej kałuży krwi, gdy nagle z jej ciała wyszła czarna postać. Miała na sobie długi, czarny jak smoła płaszcz, sięgający ziemi. Twarz postaci była zasłonięta przez kaptur. Postać przeszła przez drzwi i skierowała się w stronę mężczyzny, który był odpowiedzialny za jej męki. Na jej widok, mężczyzna zemdlał. Postać stała nad jego ciałem, wpatrując się w jego twarz. Żona mężczyzny wychyliła się i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zbierało jej się na płacz, lecz to "coś" starało się ją uspokoić. Chwilę później, ojciec nieżyjącej Basi przestał oddychać. Upadły anioł zabrał go ze sobą. Postać zniknęła, a jego ciało leżało martwe bez żadnego zadraśnięcia. Kobieta straciła przytomność. Sara ocknęła się w łóżku szpitalnym. Nie pamiętała nic z tamtego dnia, oprócz tego, że jej cierpienia dobiegły końca. W głowie Sary krążyła tylko ta myśl. Że już nic nie jest w stanie zakłócić jej spokojnego życia. W tym samym czasie przyszła pielęgniarka. - Dzień dobry, pani Saro! I jak się pani czuje? - zapytała, zachęcając Sarę do rozmowy. - Już lepiej, dziękuję... Jak się tutaj znalazłam? - zadała pytanie, rozglądając się po sali. - Pani sąsiad zadzwonił po pogotowie. Usłyszał, że coś niedobrego dzieje się w pani domu - Odpowiedziała i przykryła Sarę kołdrą. - Zaraz do pani wrócę. Mamy małego pacjenta w drugim pokoju, który wydaje się być roztrzęsiony, potrzebuje opieki. Na te słowa odeszła od łóżka i wyszła z pokoju. Sara odwróciła się na bok i zapadła w głęboki sen. Bądź dobrym rodzicem. Inaczej skończysz żywot, zabity przez nienawiść własnego dziecka. Kategoria:Opowiadania Kategoria:Legendy miejskie