PropertyValue
rdfs:label
  • Najsłabsze Serce
rdfs:comment
  • — Trzeba było ją zabić. Mój brat ustawił dwie kostki cukru na łyżeczce opartej na krawędzi filiżanki. Całą swoją uwagę poświęcił nalewaniu herbaty. Zmarszczki na jego twarzy zamieniły się w uśmiech, a z jego ust wyrwał się radosny śmiech, gdy przyglądał się, jak kształty roztapiają się i mieszają ze sobą. Nie mogąc uciec, ostatnie resztki słodkości zniknęły w ciemnym napoju. — Lady Sofia nie będzie problemem. — powiedziałam. — Rozmawiałam z głównym wywiadowcą rodu Arvino... — Ci twoi wywiadowcy i te twoje układy. Wciąż uważam, że zdradziła swój ród i powinna za to zapłacić życiem... — .
dcterms:subject
dbkwik:pl.league-of-legends/property/wikiPageUsesTemplate
dbkwik:pl.leagueoflegends/property/wikiPageUsesTemplate
abstract
  • — Trzeba było ją zabić. Mój brat ustawił dwie kostki cukru na łyżeczce opartej na krawędzi filiżanki. Całą swoją uwagę poświęcił nalewaniu herbaty. Zmarszczki na jego twarzy zamieniły się w uśmiech, a z jego ust wyrwał się radosny śmiech, gdy przyglądał się, jak kształty roztapiają się i mieszają ze sobą. Nie mogąc uciec, ostatnie resztki słodkości zniknęły w ciemnym napoju. — Lady Sofia nie będzie problemem. — powiedziałam. Stevan, zdenerwowany, machnął ręką w powietrzu. — Dziś, być może, ale jutro? Emocje narastają, jeżeli się ich nie kontroluje, siostro. Spojrzał na mnie badawczo. — Lepiej zgasić iskrę, zanim podpali cały dom, prawda? — Rozmawiałam z głównym wywiadowcą rodu Arvino... — Ci twoi wywiadowcy i te twoje układy. Wciąż uważam, że zdradziła swój ród i powinna za to zapłacić życiem... — Jeszcze przyjdzie na to czas — powiedziałam, łagodząc ton wypowiedzi. — Zawarłam umowę. Adalbert dopilnuje, żeby nie sprawiała kłopotów. On za nią odpowiada. Dyskusja z mojej strony się zakończyła. Stevan odchylił się na krześle, spoglądając z pełną żalu akceptacją i zaczął skubać koc leżący na jego kolanach. — Przydałaby mu się dodatkowa para oczu — Stevan odchrząknął cicho. Stevanowi nigdy nie chodziło o drogę do celu, tylko o rezultat końcowy. Zdaniem brata, modyfikacje, które wprowadziłam, mogłyby rozwiązać wiele problemów w . Rzadko zastanawiał się nad tym, co doprowadziło do tych decyzji. Przytrzymałam filiżankę w jednej ręce, a drugą sięgnęłam do biodra, gdzie spoczywała zwinięta linka z hakiem. Stevan miał częściowo rację. Rezultaty końcowe są fajne, ale ja znacznie bardziej preferowałam pogoń. Obserwowałam Stevana przez parę unoszącą się z filiżanki. Zacisnął usta, jakby się nad czymś zastanawiał. Skóra na jego policzkach pobladła i uwydatniła plamy starcze, które wynurzyły się zza jedwabiu owiniętego wokół jego szyi. — To nie wszystko — rzekłam. — Tak łatwo mnie przejrzeć, siostro? Prawdopodobnie by się zarumienił, gdyby jego słabe tętno na to pozwoliło. Zamiast tego uśmiechnął się boleśnie i wyciągnął złożony kawałek papieru oraz ozdobiony paciorkami różaniec z szuflady biurka stojącego między nami. Stevan cofnął swój wózek inwalidzki, kaszląc z wysiłku. Na nim przestawił kilka wajch, co sprawiło, że małe zębatki poruszyły większe, a cały mechanizm popchnął wózek razem z nim w moją stronę. — Krótkotrwałe zaręczyny lady Arvino nie były jedyną rzeczą, która została odkryta w tym całym zamieszaniu — powiedział. — To znaleziono na jednym z ludzi barona podczas porządków. Odstawiłam filiżankę na spodek i sięgnęłam po kawałek papieru i różaniec. Przeniosłam ciężar ciała i końcówki moich ostrzy wbiły się głębiej w kosztowny dywan. Krawędzie notatki były przypalone, a zielonkawy blask lekko rozświetlał kartkę ze śladu przypalenia. Różaniec był często używany — powierzchnia szklanych paciorków była błyszcząca i gładka. — . Mój brat wypowiadał moje imię w taki sposób wyłącznie, gdy był śmiertelnie poważny. Albo gdy czegoś chciał. Rozłożyłam notatkę, z której uniósł się drażniący zapach powiązany z . Przyjrzałam się linijkom. Zaprezentowany schemat był elegancki i uporządkowany, a opis precyzyjny. Moje oczy trafiły na znak artefaktora w momencie, gdy odezwał się Stevan. — Jeżeli Naderi powrócił... — Hakim Naderi odszedł. Słowa odruchowo wystrzeliły z moich ust. Upłynęło już więcej niż całe lata, od kiedy kryształograf służył jako główny artefaktor naszego rodu — upłynęły wręcz całe żywoty. Stevan rozważał następny ruch. — Wiesz, co to jest, siostro. — Tak. Spojrzałam na papier. Diagram przedstawiał mechaniczno-kryształową konstrukcję, która pulsowała w mojej klatce piersiowej. Trzymałam w rękach plany mojego serca. — Myśleliśmy, że wszystkie zostały zniszczone. Jeżeli ten istnieje, mogą także inne. Mógłbym wreszcie uwolnić się od tego wózka — powiedział. — Chodzić po domu, jak na przywódcę klanu przystało. — Być może nadszedł czas, aby ktoś inny został przywódcą — odparłam. Minęło wiele lat od czasu, gdy Stevan mógł sam poruszać się po domu. To coś, o czym jego dzieci i wnuki nie pozwalają mu zapomnieć. Nie był to tylko kawałek papieru i różaniec. Dla Stevana była to mapa prowadząca do nieśmiertelności. — To tylko jeden schemat — kontynuowałam. — Wydaje mi się, że jeżeli odnajdziemy pozostałe projekty Naderiego, nasi artefaktorzy będą mogli odtworzyć jego dzieło. Pozostałby tylko problem kwestii zasilania... — Camille. Proszę. Spojrzałam na brata. Czas nie był łaskawy dla jego słabego od urodzenia ciała. Ale jego oczy, po tych wszystkich latach, jego oczy były wciąż takie jak moje, błękitne, charakterystyczne dla Ferrosów. Ten głęboki kolor nie tracił mocy nawet z wiekiem czy wskutek choroby. Jego oczy miały ten sam lśniący kolor co hexkryształy oświetlające rysunek, który trzymałam. Teraz błagał mnie wzrokiem. — Ty i ja razem osiągnęliśmy większy sukces, niż marzyło się to matce i ojcu — powiedział. — Jeżeli twoje wzmocnienie można powtórzyć, to ten sukces — nasz sukces, Camille — mógłby być wieczny. Ten ród zapewni Piltover dobrą przyszłość. Moglibyśmy zapewnić dobrobyt całemu Valoranowi. Stevan zawsze miał talent do dramatyczności. W połączeniu z jego słabym zdrowiem, naszym rodzicom ciężko było odmawiać mu czegokolwiek. — Nie jestem wywiadowcą dla całego Valoranu. Możliwe, że nic nie znajdę. Stevan odetchnął z ulgą. — Ale poszukasz? Skinęłam głową i oddałam mu schemat, ale zatrzymałam różaniec, wciskając go do kieszeni. Odwróciłam się i szykowałam do odejścia. — Camille? Jeżeli on wciąż żyje i go odnajdziesz... — To wszystko będzie tak jak wcześniej — powiedziałam, powstrzymując mojego brata przed dalszym rozgrzebywaniem mojej przeszłości. — Moja służba, jak zawsze, ma na celu dobrobyt tego rodu.