abstract | - Mieszkałem w spokojnej okolicy. Niedługo po przeprowadzeniu się tutaj, mieszkańcy miasteczka ostrzegali mnie, abym nigdy nie wchodził sam do lasu. Nadal wspominają to co stało się tutaj wiele lat temu. W ciągu wielu lat zaginęło w tutejszym lesie wiele osób.Każdą osobę ostatni raz widziano, gdy wchodziła do lasu. Nigdy nie zostali odnalezieni. To była najzwyklejsza zima.Jak co dzień wybrałem się na długi spacer po lesie. On był moją częścią,uwielbiałem towarzyszący mi spokój. Poszedłem szeroką żwirową drogą. Zauważyłem ścieżkę, której nigdy wcześniej nie widziałem.Zaciekawiła mnie, więc poszedłem nią. Las zaczął robić się coraz mroczniejszy, było coraz ciemniej. Wielkie drzewa o grubych pniach, porośnięte mchem. Ich kora przypominała nieludzkie twarze wykrzywione w dziwnym wyrazie. Postanowiłem zawrócić, jednak po długiej drodze, którą przeszedłem, zgubiłem się. Próbowałem ponownie znaleźć ścieżkę. Nigdzie jej nie było. Robiło się coraz później. Prawie nic już nie widziałem, jedynie księżyc w pełni oświetlał mi drogę. Nagle usłyszałem trzask pękających gałęzi. Gwałtownie odwróciłem się. Na mojej twarzy malowało się przerażenie. Widziałem je. Ogromne, błyszczące, czerwone ślepia spoglądały na mnie. Zacząłem biec jak najszybciej, nie wiem przed czym uciekałem. Pomyślałem: "Jeśli przeżyje, już nigdy więcej nie wejdę do żadnego lasu!" Nie wiem jak długo biegłem, nie wiem nawet gdzie, byle by tylko uciec. Zmęczony i zdyszany przystanąłem. Odwróciłem się, spojrzałem czy nie ma tam tych przerażających oczu. Nie było ich za mną, były przede mną! Ich właściciel był ogromny. Miał posturę człowieka i ogromną głowę lisa. Na plecach sowie skrzydła. Cały pokryty był grubym, czarnym futrem. Złapał mnie walnął mną o drzewo. Nie miałem siły by się bronić .Po prostu wiedziałem, że nic już nie zrobię. To coś zaczęło ciągnąć mnie na polanę. Rozcięło mi ramię, ostrymi jak brzytwa pazurami.Namalował moją krwią dziwny symbol. Potwór rzucił mnie na sam środek tajemniczego symbolu. Spojrzałem w górę. Widziałem ogromny biały księżyc. Monstrum zaczęło wypowiadać niezrozumiałe słowa. W głowie usłyszałem głos " I co? Warto było wchodzić samemu do lasu? Teraz jesteś mój na wieki! " Jedynie co potem pamiętam to ból. Obudziłem się. Nie mogłem się ruszyć! Szarpałem się, próbowałem się uwolnić. Nic nie pomogło. Po chwili spostrzegłem, że jestem przykuty długimi, szarymi, grubymi łańcuchami do jednego z drzew. Wokoło siebie spostrzegłem innych ludzi przykutymi łańcuchami. Tuż przed sobą zobaczyłem tę bestię pożerającą moje ciało. Rwało je na strzępy. Pożerało wszystko. Zrobiło mi się niedobrze. Chciałem zamknąć oczy, ale jak skoro ich nie miałem. Musiałem patrzeć jak potwór pożera z apetytem mój organizm. Gdy skończył podszedł do mnie i powiedział "Teraz twoja dusza będzie cierpieć przez wieczność! Teraz należysz do mnie!" Pochwycił łańcuchy w ręce i ciągnął je razem z nami.thumb|left Jakiś czas później zobaczyłem kobietę, która przechodziła tamtędy późnym wieczorem. Chciałem krzyczeć "Uciekaj stąd! Biegnij! Nie zatrzymuj się!" Jednak ona tylko rozglądała się z niepokojem. Stało się z nią to samo co ze mną. Sytuacja ta powtarzała się wiele razy. Zacząłem się już przyzwyczajać. Za każdym razem on zjada swoją ofiarę z coraz to większą zachłannością.Teraz tkwię tu. Nadal nie mogę pogodzić się z tym, że jedyne co mogę teraz zrobić to ostrzec cię, abyś nigdy nie wchodził sam do lasu. Kategoria:Opowiadania
|