PropertyValue
rdfs:label
  • Dręczycielka
rdfs:comment
  • Byłem sam. Przez kraty sączyło się nikłe światło księżyca. Na nadgarstkach czułem zimne kajdany, boleśnie wpijające się w skórę na przegubach. Bolało mnie wszystko. Skronie tętniły, nogi drętwiały, oczy przysłaniały mroczki. W ustach czułem zaschniętą krew. Nie miałem czym splunąć. Podniosłem się jak mogłem, plecami dotknąłem zimnej kamiennej ściany. Ogniwa zabrzęczały cicho, gdy ruszyłem rękoma. Skrzypienie otwieranych drzwi zwróciło moją uwagę. Sparaliżował mnie strach. Nie mogłem się ruszyć, czułem skręcającą trzewia grozę. Stanęła przede mną. Jej twarz pokrywała krew. Oczy płonęły dziko. Płonęły nienawiścią i nieopisanym gniewem. Usta wykrzywiał złowieszczy grymas.
dcterms:subject
abstract
  • Byłem sam. Przez kraty sączyło się nikłe światło księżyca. Na nadgarstkach czułem zimne kajdany, boleśnie wpijające się w skórę na przegubach. Bolało mnie wszystko. Skronie tętniły, nogi drętwiały, oczy przysłaniały mroczki. W ustach czułem zaschniętą krew. Nie miałem czym splunąć. Podniosłem się jak mogłem, plecami dotknąłem zimnej kamiennej ściany. Ogniwa zabrzęczały cicho, gdy ruszyłem rękoma. Skrzypienie otwieranych drzwi zwróciło moją uwagę. Sparaliżował mnie strach. Nie mogłem się ruszyć, czułem skręcającą trzewia grozę. Stanęła przede mną. Jej twarz pokrywała krew. Oczy płonęły dziko. Płonęły nienawiścią i nieopisanym gniewem. Usta wykrzywiał złowieszczy grymas. Dłonią przycisnęła moją głowę do ściany, dostrzegłem błysk sztyletu. Zaśmiała się złowieszczo. Wstrząsnął mną potężny dreszcz, zacząłem się trząść. Szamotałem się, próbowałem wyrwać dłonie z kajdanów. Po poliku przyciśniętym do ściany spłynęła słona, pełna goryczy łza rozpaczy. Zamarłem, czując zimne ostrze na szyi. Nie mogłem opanować przyśpieszonego oddechu i mimowolnych reakcji. Z gardła wydarł się niezrozumiały bulgot. Pot skroplił czoło. Przestałem się ruszać. Na obojczyku tańczył jej sztylet, świeża krew rozlała się po skórze. Skręcałem się w nieudolnie tłumionych konwulsjach, miałem ochotę krzyczeć. Wbiła paznokcie w moje poliki, odwróciła ku sobie, napawając się bólem i przerażeniem. Wykręciłem głowę. Włożyła umazany krwią palec do moich ust. Pociągnęła. Na obojczyku wyrzeźbiła litery. Krwawe litery, układające się w napis. W jej imię. Usiadła na mnie okrakiem, czule pogładziła mój policzek. Wzięła sztylet w dwie ręce. Zamachnęła się. Kategoria:Opowiadania