PropertyValue
rdfs:label
  • Powrót (Miłosz)
rdfs:comment
  • Ty, co, dając głos ludzki cichym dźwiękom fletni, Natchnęłaś mię miłością kłamnego narodu, A w nienawiść spiekłego posuchą ogrodu Zwaliłaś upaść serca twego rosie letniej... Oto krzykiem, nabrzmiałym goryczą wdzięczności, Krzykiem, jakim dzień żegna ptactwo u odlotu, Po latach zapomnienia mąk i samotności Witam łaskę najświętszą twojego powrotu. Ty, co niegdyś w mym domu mrocznym, pełnym cienia, Na mrące opuszczeniem me serce dziecięce Położyłaś dziewicze, blade twoje ręce, A w płacz mój tchnęłaś tajnię twojego imienia ! Image:PD-icon.svg Public domain
dcterms:subject
Tytuł
  • Powrót
Tłumacz
  • Bronisława Ostrowska
Sekcja
  • Wiersz
dbkwik:wiersze/property/wikiPageUsesTemplate
Autor
  • Oskar Miłosz
abstract
  • Ty, co, dając głos ludzki cichym dźwiękom fletni, Natchnęłaś mię miłością kłamnego narodu, A w nienawiść spiekłego posuchą ogrodu Zwaliłaś upaść serca twego rosie letniej... Oto krzykiem, nabrzmiałym goryczą wdzięczności, Krzykiem, jakim dzień żegna ptactwo u odlotu, Po latach zapomnienia mąk i samotności Witam łaskę najświętszą twojego powrotu. Ty, co niegdyś w mym domu mrocznym, pełnym cienia, Na mrące opuszczeniem me serce dziecięce Położyłaś dziewicze, blade twoje ręce, A w płacz mój tchnęłaś tajnię twojego imienia ! Ty, któraś z chybkim biegiem moich lat umiała, Pod imieniem, wielbionem nad wszystkie na świecie Być, jako matki dobrej święta zjawa biała I jak drużka, o sercu słodkiem, jak noc w lecie. O mem dzieciństwie marzę, mówiąc imię twoje. Wszyscy przeklęli lazur, co był mi rodzicem, — Ty zabrałaś pod cienia własnego spokoje Niemego jeszcze serca mojego tęsknice. Smak dzikiego owocu miały moje żądze, A ludzi przestraszały me łzy i tęsknota, — Więc poszedłem za tobą, a choć nieraz zbłądzę Ku otchłaniom miast wielkich, co są z krwi i błota, Ilekroć mię przyciągną bagniste odmęty Zwodnie łatwej piękności, doczesnego plonu, — Ty się pojawiasz zawsze, pełna grozy świętej, I ukazujesz drogę nowego Syonu. O, ten gród miłowania grot cnoty powinnej, Którego nigdy ręka niewiernych nie psowa! Jeruzalem piękności, Jeruzalem nowa, — Spichlerz cedrowy, zbożom dojrzałym gościnny. Tam łez mętliwy strumień przenigdy nie kala Gościńców, które ludzka wyściela pokora, A serce, od swej męki i żywota zdala, Nie lęka się już wspomnień strasznego upiora. O, pozwól mi się wpatrzeć w twe święte oblicze, Piękne, choć często gięło się w łzach nad grobami. Ból nieznaczną ci rysą jego ciszę plami, Jak czarny łabędź plami wody tajemnicze. Dusza twoja, to ciche ustronie faliste Kędy drzemią pod słońca radosną poświatą Obciążone owocem winnice cieniste I spokojne ogrody, w których brzęczy lato. Nienawiści się żarów pozbyła szczęśliwa U cichych źródeł nocy, jak u zdrojów dziennych, — I oto jest nazawsze w tych sferach promiennych, Kędy miłość już miłość jedynie przyzywa. — Image:PD-icon.svg Public domain
is wikipage disambiguates of