PropertyValue
rdfs:label
  • Rodzinna tajemnica
rdfs:comment
  • Dwa lata temu przeprowadziłem się do małej wsi pod Warszawą. Okolica jest spokojna i malownicza, nowa szkoła również bardzo przyjazna. Mieszkam teraz z rodzicami i siostrą. 10 kilometrów ode mnie mieszka mój dziadek - zegarmistrz. Babcia natomiast rok temu zmarła na raka żołądka. Dziadek bardzo to przeżył. Od tego czasu codziennie zajmuje się ogrodem, który niegdyś uprawiała babcia. Spadły na niego obowiązki, jednak nie zamartwia się tym za specjalnie. Babcia i dziadek mieszkali w ogromnej posesji z dużym, pokaźnym ogrodem i ładnym tarasem. Wiedli spokojne życie, mieli też psa - owczarka kaukaskiego. Cały dorobek swojego życia zdobyli dzięki mojemu pradziadowi. Był on bardzo wykształcony. Miał trzech synów, którzy pobierali od niego nauki. Jeden brat mojego dziadka został lekarzem, drugi z
dcterms:subject
abstract
  • Dwa lata temu przeprowadziłem się do małej wsi pod Warszawą. Okolica jest spokojna i malownicza, nowa szkoła również bardzo przyjazna. Mieszkam teraz z rodzicami i siostrą. 10 kilometrów ode mnie mieszka mój dziadek - zegarmistrz. Babcia natomiast rok temu zmarła na raka żołądka. Dziadek bardzo to przeżył. Od tego czasu codziennie zajmuje się ogrodem, który niegdyś uprawiała babcia. Spadły na niego obowiązki, jednak nie zamartwia się tym za specjalnie. Babcia i dziadek mieszkali w ogromnej posesji z dużym, pokaźnym ogrodem i ładnym tarasem. Wiedli spokojne życie, mieli też psa - owczarka kaukaskiego. Cały dorobek swojego życia zdobyli dzięki mojemu pradziadowi. Był on bardzo wykształcony. Miał trzech synów, którzy pobierali od niego nauki. Jeden brat mojego dziadka został lekarzem, drugi został tłumaczem. Wszyscy byli dość zamożni, dzięki swojej oszczędności i ciężkiej pracy. Do posesji dziadka często jeździłem. Czasem, gdy pokłóciłem się z rodzicami to zabawiałem tam na chwilę. Tamtejsze drzwi zawsze były dla mnie otwarte. Każdy weekend lubiłem tam spędzać, choć ostatnimi czasy trochę czasu mnie tam nie było. W końcu tam pojechałem. Już w bramie usłyszałem radosne i żywe szczekanie Aresa (bo tak wabił się pies moich dziadków). Siedział on w ogrodzie, choć zwykle urzęduje w domu. Zapukałem do drzwi, lecz nie otrzymałem żadnej reakcji. Drzwi były otwarte. Pomyślałem więc, że dziadek przesiaduje sobie w swoim warsztacie i konstruuje swoje kolejne dzieła. Uwielbiał to. Potrafił dniami siedzieć i robić zegary, a później je sprzedawał, lub wieszał w swoim specjalnym "pokoju na zegary". Zbudował go specjalnie do umieszczania tam swoich dzieł. Było w nim mnóstwo zegarów, małe, duże. Można było to nazwać jego "królestwem". Lekko wychylając się zza winkla spojrzałem na wnętrze domu. Wydawało się, jakby nie był posprzątany od tygodni. Ale to niepodobne do mojego dziadka. Zawsze dbał o czystość, było to dla niego niezwykle ważne. Jednak ostatnio zachowywał się dziwnie. Nie zapraszał nas na niedziele od czterech, trzech tygodni. Tłumaczył się tym, że pracuje nad nowym zegarem. Był tu jednak jeden bardzo istotny fakt. Dziadek uwielbiał swój fach, jednak zawsze stawiał granicę między nim, a nami. Nigdy nie miał problemu z odróżnieniem tych "dwóch światów". Teraz był jednak pochłonięty. Zawsze, gdy tworzy nowy zegar, lubi dzwonić i chwalić się swoim nowym projektem. Sprawia mu to radość. Wtedy był smutny, bierny i ospały. Nie odzywał się i zamykał w sobie. Nawet Aresa do domu nie wpuszczał. Po chwili zastanowienia wszedłem do domu. Zarastał brudem, podobnie jak ogród. W tle słychać było szum radia, nie był on ustawiony na żadną stację. Wszystkie telewizory były włączone na tak zwane "mrowienie", a na dużym stole paliły się woskowe świece. Wyglądało to dziwnie. Przeszedłem się po domu. Zdawał się opuszczony. Wołałem kogokolwiek, zawsze jednak moją odpowiedzią była głucha cisza. Podłoga była brudna, lustro w łazience rozbite i umazane jakąś mazią, a jego kawałki walały się po płytkach. Aż przykro było na to patrzeć. Dziadek zawsze aż przesadzał z czystością, a teraz? Wszystko było zakurzone. A łóżko zdawało się być nieścielone od tygodni. Usiadłem więc na kanapie w salonie otrzepując z niej kurz. Nagle usłyszałem czyjąś obecność w dziadkowym warsztacie. Zerwałem się i cicho się tam zbliżałem. Nagle poczułem okropny odór. Nie był to smród, tylko odór. Drzwi były zamknięte na klucz. Gdy szarpnąłem za klamkę usłyszałem bardzo agresywny krzyk: - Czego chcesz? Idź stąd, natychmiast, albo dzwonię po policję, słyszysz? WYJDŹ STĄĄĄD! To był mój dziadek. Serce podeszło mi do krtani. Nigdy nie odezwał się tak do nikogo. Słyszałem, że płacze. - Dziadku, to ja. Co robisz? Dlaczego płaczesz? Niestety, nie odpowiedział mi. Odór stawał się jeszcze silniejszy z każdą chwilą. Słyszałem, że dziadek upada na ziemię, a razem z nim stalowe narzędzia. Wtedy płacz stawał się jeszcze intensywniejszy, a w końcu zmienił się w bolesny jęk. On już nawet nie płakał, on darł się wniebogłosy. Wystraszony zacząłem się wycofywać, w końcu wybiegłem z domu. Zimny dreszcz przebiegał mi po plecach. Czułem się okropnie, a ręce trzęsły mi się. Po wyjściu znów ujrzałem Aresa. Był bardzo chudy, zdawał się być niekarmiony od trzech dni. Zabrałem go ze sobą, wróciliśmy razem autobusem do domu. Nakarmiłem go, napoiłem i wykąpałem. Spał u mnie w pokoju na małym posłaniu. Rodzicom wmówiłem, że dziadek wyjechał i dał mi go pod opiekę na kilka dni. Długo zastanawiałem się, czy powiedzieć rodzicom, co tak naprawdę się stało. Na chwilę postanowiłem nabrać do tego dystansu. Minął tydzień. Dziadek wciąż się nie odezwał. Z tego co mówili mi sąsiedzi dziadka, od tamtego czasu w ogóle nie wychodził z warsztatu. Spał tam, jadł. Zamknął się w sobie. Zdawało mi się to coraz bardziej pokręcone i zwariowane. W końcu nastał nowy tydzień. Dziadek wciąż się nie odezwał. Postanowiłem coś z tym zrobić. Wróciłem ze szkoły. Dzień jak co dzień. Chciałem przespać się chwilę, lecz nie mogłem zasnąć. Zrobiłem sobie herbatę. Gdy mama wróciła z pracy opowiedziałem jej o wszystkim. Popłakała się. Podobnie jak ja, była w szoku. Na następny dzień, ja z moimi rodzicami wyruszyliśmy do domu dziadka. Ares został z moją młodszą siostrą. Tata był w szoku. Ciepły i przytulny dom był brudny, chłodny i zniszczony. Usiedliśmy w kuchni. Długo się wahaliśmy, strach ściskał nasze serca. Osunąłem się z krzesła, chaotycznie spacerowałem po salonie. Złapałem mamę za rękę i powiedziałem: - Chodźmy już... Widziałem płonący strach w jej oczach. Byłem pewny, że ciężko to zniesie. Znów poczuliśmy ten odór. Szarpnęliśmy za klamkę, reakcja była taka sama, co wcześniej. Długo błagaliśmy. Tata w końcu tracił nerwy. - Ojcze, otwórz. Chcemy Cię widzieć. Co się z Tobą dzieje? Proszę Cię... - Ta gadka powtarzała się z 20 razy... On wciąż płakał. W końcu coś powiedział. Bełkotał coś pod nosem. Przez płacz, nie rozumiałem co mówi. W końcu zaczął uderzać głową w stół i krzycząc mówił: - Boże.. Cze-emu? Dla-cz-czego ja-a? Zabie-erz mnie-e stą-ąd - jąkając się wykrztusił to z siebie. W moich rodzicach coś pękło. Nie odzywali się do nikogo przez klika dni. Ciężko znosiłem te dni. Bardzo ciężko. Opuściłem się w nauce, wszyscy zauważyli, że świruję. Wciąż badałem sytuację na własną rękę. W końcu sprawa trafiła na policję. Zostaliśmy poinformowani o tym, że sąd nakazał policjantom włamanie do warsztatu dziadka. Moi rodzice ubrali się i bez słowa wsiedliśmy do samochodu. Po kilkunastu minutach drogi, a było to najgorsze kilkanaście minut mojego życia, dotarliśmy na miejsce. Policjanci i prokurator już na nas czekali. Spoglądali na nas, trochę nieprzyjaźnie. Badali dom kilkanaście minut, w końcu zeszli do warsztatu. Gdy poczuli ten sam smród, postanowili wyważyć drzwi. Gdy dziadek usłyszał, że próbują je wyważyć, zaczął krzyczeć i niepohamowanie sięgnął po broń. Drzwi wyrwały się z zawiasów i padły bezwładnie na posadzkę. Dziadek miał w oczach strach połączony ze smutkiem i płonącym gniewem. Z palcem na spuście spoglądał na policjantów. Zobaczyłem coś makabrycznego. Na stole leżał zegarek, którego wskazówkami były ludzkie palce. Mama zaczęła płakać i krzyczeć, tata przytulił ją, a ja bezwładnie patrzyłem. Dziadek krzyknął: - I co?! Na tym Wam zależało?! Żeby zakłócić mój spokój osobisty? Dlaczego ja? Boże, prosiłem Cię. Przepraszam za to, co zrobię, ale nie ma innego wyjścia. Wycelował sobie w głowę. - Proszę odłożyć broń, nie stanie się panu żadna krzywda. Prosimy pana bardzo. - rzekł jeden z policjantów. - Nie. Moje życie jest skończone. Nie ma już w nim niczego. Był blady i roztrzęsiony. Spojrzał mi w oczy, a ja powiedziałem: - Kochamy Cię, dziadku. Odłóż broń, nie rób tego. Boleśnie ją odłożył. Ręce trzęsły mu się. Padł na kolana i wrzeszczał: - PRZEPRASZAM CIĘ! PRZEPRASZAM WAS WSZYSTKICH! W tej chwili zobaczyłem policjantów wyprowadzających go z izby. Przykry zapach doprowadził ich do szafy. Leżało tam ciało mojej babci. Wtedy tak krzyczałem, że policjanci ledwo mogli mnie uspokoić. Nic już nie pamiętam. Do dziś nie potrafię zasnąć. Dziadek trafił do aresztu. Poszedłem z nim na widzenie: - Dziadku, co Ty zrobiłeś? Dlaczego?! - pytałem. - Jestem sam. Twoja babcia była całym moim światem. Nie ma jej. Zostałem samotny na całe życie. Tak bardzo ją kochałem. - odrzekł. - Ale dziadku, kochasz ją i ona kochała Ciebie. Zajmowałeś się ogrodem, swoją pracą, wszystko było dobrze. Radziłeś sobie i cieszyłeś się tym, co jest. Dlaczego więc to zrobiłeś? Mogłeś się cieszyć dalej, uszczęśliwiałbyś też tym babcię. Zawsze kochała, gdy się uśmiechasz. - wytłumaczyłem. - Mimo tego czułem niedosyt. Dziurę nie do załatania. Chciałem mieć ją, zawsze przy sobie. - gdy mówił te słowa, po jego policzkach spływały mu gorzkie łzy. - Nie w ten sposób, dziadku. Nie mogę się pogodzić z tym co się stało. Babcia była z Ciebie dumna, że zajmujesz się Aresem, ogrodem, domem. I tym co kochasz. A teraz już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Poza tym, skąd się tam wzięło ciało babci? - Pogrzeb nigdy się nie odbył. Po tym, co usłyszałem myślałem, że śnię. Mój dziadek przez rok trzymał ciało swojej żony w piwnicy. To już było za wiele. Wstałem, chwyciłem za kurtkę. Dziadek próbował mnie zatrzymać, krzyczał i jęczał z bólu jaki nosił w sercu. Po tym dowiedziałem się co się stało. Mój dziadek popadł w depresję. Za wszelką cenę chciał mieć "część" babci przy sobie więc uciął jej palce i użył jako wskazówki do swojego zegarka. Po kilku tygodniach popadł w schizofrenię. Leczy się w więziennym szpitalu psychiatrycznym. Z tego, co mówił mi jego psychiatra, już do końca życia nie wróci do prawidłowego funkcjonowania. Ja i moja rodzina chodzimy na terapię. Ja i tata dajemy radę, ale córka i mama ciężko to znoszą. Chyba też popadają w depresję. A dom mojego dziadka? Cóż, zmienił się w ruinę. Obdrapane ściany, stłuczone szyby. Nadal stoi opuszczony. Wyprowadziłem się do Lublina. I z tą historią nie chcę mieć już nic wspólnego. To był najgorszy rok mojego życia. Tyle mogę powiedzieć. Kategoria:Opowiadania