PropertyValue
rdfs:label
  • CHECK WIRE
rdfs:comment
  • Obudziło mnie zimno. Z trudem otworzyłam oczy, tylko po to, by odkryć, że widzę tylko czarną plamę. Komorę hibernacyjną wypełniało zatęchłe, zimne powietrze. Nie mogłam się przez chwilę ruszać, ale wyraźnie czułam, że coś jest nie tak. Dlaczego komputer milczy? Dlaczego widzę ciemność? Wolno zbierałam myśli. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam rozumieć, że w czasie mojej kriostazy musiało dojść do awarii, więc zostałam obudzona mimo, że program nie był w stanie przeprowadzić odpowiedniego procesu rozgrzewającego. Podróże międzygwiezdne zawsze pociągają za sobą duże ryzyko, a ludzie o niskiej odporności podróżują w zbiorowych komorach o samodzielnym systemie rewitalizacyjnym. Gdy dojdzie do ich uszkodzenia, załoga może naprawić ją na miejscu. Uszkodzenia programu statku należą do rzadkości, a
dcterms:subject
abstract
  • Obudziło mnie zimno. Z trudem otworzyłam oczy, tylko po to, by odkryć, że widzę tylko czarną plamę. Komorę hibernacyjną wypełniało zatęchłe, zimne powietrze. Nie mogłam się przez chwilę ruszać, ale wyraźnie czułam, że coś jest nie tak. Dlaczego komputer milczy? Dlaczego widzę ciemność? Wolno zbierałam myśli. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam rozumieć, że w czasie mojej kriostazy musiało dojść do awarii, więc zostałam obudzona mimo, że program nie był w stanie przeprowadzić odpowiedniego procesu rozgrzewającego. Podróże międzygwiezdne zawsze pociągają za sobą duże ryzyko, a ludzie o niskiej odporności podróżują w zbiorowych komorach o samodzielnym systemie rewitalizacyjnym. Gdy dojdzie do ich uszkodzenia, załoga może naprawić ją na miejscu. Uszkodzenia programu statku należą do rzadkości, ale czasem się zdarzają. Tym razem trafiło na mnie - Mirielle Core. Błądząc skostniałymi palcami po ścianie kabiny odnalazłam ręczny przycisk otwierający komorę. Na szczęście okrągły guzik ustąpił, więc nie musiałam czekać, by móc rozbić szybę. Teraz otworzyła się. Nie ogarnęła mną fala ciepła, ani zapach czyszczonej stali. Wciąż niczego nie widziałam, więc powoli usiadłam i pozwoliłam dać sobie czas na powrót do sił. Mijały minuty. Powietrze mogło mieć nieco powyżej dziesięciu stopni Celsjusza, a ciasny kombinezon pierwszego pilota nie zapewniał dostatecznej osłony przed zimnem. Rozcierałam dłońmi zesztywniałe kolana i przemarznięte żebra. Jeśli faktycznie doszło do awarii, to naprzeciwko mnie powinien teraz siedzieć mój kapitan i również rozcierać zmarznięte kończyny. Ponieważ wydawało mi się, że zaczynam dostrzegać pojedyncze jasne plamy, odchrząknęłam i na ile byłam w stanie zawołałam: ‒ Kapi... kapitanie Heckler ‒ z moich ust wydobyło się słabe chrypnięcie. Coś przede mną zaszeleściło. W przypływie nadziei uśmiechnęłam się i spróbowałam wstać. Prawie potknęłam się próbując wyjść z kabiny, ale nogi w porę złapały równowagę, więc mogłam iść. Po omacku dotarłam do komory hibernacyjnej kapitana Hecklera, ale nie usłyszałam od niego żadnego słowa. Nie zmartwiłam się tym, bo sama czułam się jeszcze słabo i miałam problemy z wypowiadaniem słów. Kabina była otwarta. Wyraźnie widziałam oświetlającą ją lampę, ale żadnych rozbłysków na szybie, która musiała, tak jak u mnie, schować się w górze. Niestety nie byłam w stanie dostrzec swojego dowódcy. Spróbowałam odnaleźć go rękami. Palce napotkały wewnętrzną ścianę kabiny, ale nic poza tym. Przysiadłam, by móc sprawdzić, czy nie usiadł na dole, jak ja. Zamiast kapitana moje dłonie najechały na coś mokrego i lepkiego na ścianie. Widać kapitan obudził się przed nią i poszedł sprawdzić silniki. Powoli wstałam na kucek, próbując wytrzeć swoją rękę o spodnie. Widziałam już coraz więcej. Kabina pilotów była oświetlona jedynie przez awaryjne światła dwóch hibernacyjnych komór. Za fotelami znajdowały się przezroczyste panele, obecnie zupełnie czarne. Podeszłam nico bliżej. Pochyliłam się nieco na oparciach i zobaczyłam pojedyncze, odległe gwiazdy. Nie było wątpliwości, że statek zatrzymał się w miejscu. Jak i dlaczego? Utkwiliśmy w kosmicznej pustce bez szansy na pomoc, jeśli nie udałoby mi się uruchomić komputera pokładowego. Usłyszałam za sobą cichy szmer. Obróciłam się i już chciałam zapytać kapitana o stan silników, gdy dostrzegłam za sobą jedynie nieprzeniknioną ciemność. Z pogrążonego w mroku korytarza zabłysnęła iskra z jakiegoś uszkodzonego przewodu, na ułamek sekundy rozjaśniając przejście. Na jego końcu dostrzegłam niewyraźną sylwetkę. ‒ Kapitanie? ‒ spytałam. Odpowiedziała mi cisza, a po chwili cichy odgłos drobnych kroków. Ostrożnie ruszyłam przed siebie w stronę ciemnego korytarza. Czułam, jak przyspiesza mi serce, a mimo przenikliwego chłodu, po karku zaczyna spływać pot. Lewą ręką odnalazłam ścianę. Przesuwając po niej dłonią, stawiałam krok za krokiem, by nie potknąć się i na nic nie wpaść. Znów zabłysło blade światło zwarcia zerwanego kabla. Kapitan wciąż stał przede mną odwrócony plecami. Ruszyłam w jego stronę, ale wtedy nastąpiłam na coś stopą i o mało nie straciłam równowagi. Schyliłam się, by podnieść przedmiot. Był pokryty czymś lepkim. Od razu poznałam kształt technicznej latarki, który nie zmienił się na przestrzeni całych stuleci. Uśmiechnęłam się i włączyłam ją, oświetlając sobie pokonaną drogę. Długi na pięć metrów korytarz był umazany czymś błyszczącym na podłodze. Jego prawa ściana została pozbawiona osłony, a główne przewody zwisały teraz swobodnie. Kilka z nich zostało zerwanych. Miałam szczęście, że wybrałam drugą stronę do jego pokonania. Niemal natychmiast zwróciłam się w stronę stojącego kapitana. Miał na sobie ten sam służbowy strój o szaroniebieskim kolorze. Wciąż stał nieruchomo przed ścianą wychodzącą na korytarz, której osłona została zdjęta. Pomyślałam, że starał się naprawić coś w jej przewodach. ‒ Upuścił pan to chyba ‒ powiedziałam, znacznie spokojniej podchodząc do kapitana, ale on nie odpowiedział. ‒ Kapitanie? Delikatnie dotknęłam jego ramienia. Rozległo się nieprzyjemne mlaśnięcie, a kapitan nagle drgnął i przechylając się do tyłu, runął na plecy. Chlusnęła krew. Otwarte przewody wystające ze ściany ktoś powbijał w jego brzuch i teraz rozerwały mu wnętrzności. Zamarłam. Z ręki wypadła mi latarka, która przetoczyła się po podłodze oświetlając oczy kapitana. Puste, zamglone, wytrzeszczone w niepisanym strachu. Cofnęłam się w panice. Coś zastukało o ścianę. Serce załomotało tak, że nie byłabym w stanie odróżnić pojedynczych uderzeń. Dłonie i czoło oblał pot. W panice zaczęłam szukać za sobą ściany, by znaleźć chociaż jedną bezpieczną przestrzeń. Zamiast tego cofając się, natrafiłam na coś nogami i przewróciłam się na plecy. Rozległ się czyjś paskudny śmiech, który odbijał się echem od ścian. „Zbrojownia. Komputer” ‒ przemknęło mi przez myśl. Podniosłam się na nogi, w tempie porywając w dłoń leżącą latarkę. Nigdy jeszcze nie biegłam po statku tak szybko. Tylko przez chwilę pozwoliłam sobie oświetlić drogę latarką. Dalej zdałam się na blade światło ostatnich z działających awaryjnych lamp. Mijałam drzwi i techniczne pomieszczenia, co jakiś czas rozbijając się na zakrętach o ścianę, lub przewrócony sprzęt. Coś za mną biegło. Czułam to wyraźnie. Głośne sapanie i tupot małych stóp. Co to było? Skąd się wzięło? Nie wiedziałam. Chciałam tylko uciec. Ostatni korytarz. Usłyszałam za sobą głuche stuknięcie i wbrew własnemu ciału jeszcze bardziej przyspieszyłam. Zabójcze stworzenie było tuż za mną, a ja nie wiedziałam, czy dam radę trafić w drzwi. Uderzając butami o metalową kratę na podłodze zagłuszałam niemal każdy z niewyraźnych odgłosów napastnika. Odruchowo wyciągnęłam przed siebie ręce i dopiero w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że stalowe drzwi są zwykle zamykane przez komputer. Wpadłam na zimną płytę, a metalowe skrzydło ustąpiło. Obróciłam się na okrągłym zaworze i z całych sił popchnęłam drzwi, zamykając je w ostatniej chwili. Przekręciła zwór i przygotowałam się na głuche uderzenie. Nic jednak nie nastąpiło. Kimkolwiek był napastnik, zdołał w porę wyhamować. Z trudem łapiąc oddech, przysiadłam na podłodze. Po chwili mogłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie było zbyt wielkie, ale tak było zaprojektowane. Jeden z reflektorów wciąż świecił, więc mogłam zobaczyć, że szafa z bronią jest zamknięta, a panel dostępu do komputera nienaruszony. Znacznie spokojniejsza podeszłam do tablicy i nacisnęłam włącznik. Zamigotały kontrolne lampki, ale w pokoju nie zrobiło się cieplej, ani jaśniej. Jedynie ten sam reflektor i mniejszy ekran komputera dawał słabe oświetlenie. Wpisałam polecenie włączenia silników. [SYSTEM_ERROR:LOST_CONNECTION_WITH:MAJOR_GENERATOR\CHECK_WIRE:WIRE:1;6;12] Kazałam więc udostępnić historię. Pomyślałam, że może dowiem się, co zaszło w czasie mojej hibernacji. [MAJOR_MEMORY:NOT_AVAIABLE.DO_YOU_WANNA_CHECK_TECHNIC_CAMERAS_RECORD?] {YES} Ekran zmienił się z jasnoniebieskich na ciemniejsze barwy. Podzielony na sześć części przedstawiał nagrania z ładowni, głównego korytarza, prowadzącego do większości pomieszczeń, wejścia do jadalni, maszynowni, magazynu technicznego i kabiny pilotów. Pierwszy ruch odnotowano dopiero kilka godzin temu w ładowni. Przewinęłam do tego czasu, by sprawdzić, co działo się, zanim się obudziłam. Nie wiedziałam, co stanowiło nasz ładunek. Kapitan nie chciał mi tego zdradzać. Teraz widziałam na nagraniu w podczerwieni, jak jakieś dziwne, sine palce, rozszarpują stalowe ściany kontenera od środka. Gdy stworzył się dostatecznie duży otwór na chwilę dłonie się cofnęły. Nagle purpurowy kształt wyskoczył ze stalowego pojemnika i znikł z pola widzenia. Po kilku minutach mignął na korytarzu a potem w maszynowni. W szale doskakiwał i odskakiwał od ścian zrywając obudowę, rury i kable. Nie byłam w stanie dostrzec jego wyraźnego kształtu, który wydawał się tak ludzki, co zwierzęcy. Przez następne minuty stwór szalał po okręcie dewastując, co popadło. Gdy program zaczął wyczuwać uszkodzenia posłał cztery naprawcze droidy, a na statku zapaliły się główne reflektory, które przez większość lotu pozostają wyłączone. Roboty zobaczyłam tylko raz, gdy opuszczały techniczny magazyn. Po chwili zgasło główne oświetlenie. Paliły się już tylko lampy awaryjne, które gasły szybko, jedna po drugiej. W pokoju pilotów komputer dostrzegł niewielki ruch. To kapitan Heckler otworzył swoją komorę hibernacyjną, a bestia natychmiast mignęła, biegnąc przez korytarz. Gdy tylko kapitan wychylił się z kabiny, bestia dopadła go i wyszarpnęła na krótki korytarz. Chwilę potem opuściła się szyba od mojej komory. Stwór przez chwilę przyglądał się, jak siedzę bez ruchu na dnie kabiny. Nie dowierzając, patrzyłam, jak z wolna odchodzi pozostawiając mnie żywą. Panował nad szałem, nie był więc bezmyślny. Po chwili jeszcze raz mignął na głównym korytarzu, jak gdyby przestraszył się mojego przybycia. Przygryzając wargi patrzyłam, jak nieporadnie błąkam się po pomieszczeniu najpierw sprawdzając opróżnioną komorę kapitana, a potem zaglądam przez okno pilotów. W końcu zobaczyłam jak znikam z pola widzenia kamery. Od niechcenia przyglądałam się, jak przebiegam w drzwiach stołówki, albo jak moje ręce na chwilę zaczepiają się o futrynę. Wtem zobaczyłam, jak stwór przeskakuje przez magazyn techniczny i pojawia się na końcu dłuższego korytarza, po czym chowa się w zbrojowni. Niemal natychmiast zobaczyłam, siebie w panice przemierzającej korytarz. Bestia rzuciła czymś w moją stronę, a ja przyspieszyłam, by wpaść w jego pułapkę i zatrzasnąć drzwi. Na klawisze komputera spadły dwie czerwone krople. Podniosłam wzrok, choć wiedziałam, co nad sobą zobaczę. Kategoria:Opowiadania