About: dbkwik:resource/D6rdGe-bsXcOxE7R-eGrBQ==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : dbkwik.webdatacommons.org associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Don Kichot z La Manchy/K7/03
rdfs:comment
  • A chociaż wszyscy czarownicy dawni I magii mistrze mieli humor taki, Że trudno było ustrzec się ich gniewu; Ja jestem czuły, słodki, romansowy, I lubię wszystkim dobre czynić sprawy. W ciemnej jaskini przeznaczenia siedząc, Gdzie dusza moja w uczonym zapale Pisma i cyfry magiczne kreśliła. Żałosną skargę nagle usłyszałem: Głos Dulcynei, dziewicy z Toboso! — Słuchaj, ty psie plemię! — rzecze Don Kichot z gniewem — przywiążę cię do drzewa i nie trzy tysiące sześćset, ale pięćdziesiąt tysięcy rózeg ci wyliczę i to takich, że każda z nich wypędzi duszę z ciebie. — Mów abrenuntio — przerwie książę.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • Rozdział III
  • Księga VII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Miguel de Cervantes
abstract
  • A chociaż wszyscy czarownicy dawni I magii mistrze mieli humor taki, Że trudno było ustrzec się ich gniewu; Ja jestem czuły, słodki, romansowy, I lubię wszystkim dobre czynić sprawy. W ciemnej jaskini przeznaczenia siedząc, Gdzie dusza moja w uczonym zapale Pisma i cyfry magiczne kreśliła. Żałosną skargę nagle usłyszałem: Głos Dulcynei, dziewicy z Toboso! Gdy jej niedola i zaczarowanie W kształt prostej dziewki wiadome mi były; Serce me nagła litość ogarnęła! Więc duch mój, kryjąc w tej czaszki czerepy I przeczytawszy stutysięczne księgi, Którymi starczą piekieł księgozbiory; Przybywam tutaj, by podać dłoń wsparcia Bólom tak srogim, tak wielkiej niedoli! O ty! zaszczycie i chwało tych mężów, Co pierś twą zbroją stal i dyjamenty! Ty, coś jest światłem i busolą dla tych, Którzy wyrzekłszy się miękkiego łoża I lekkie pióra próżniactwa rzucając, Rycerskie czoło okuli w stal świetną I broń rycerską chwycili do ręki. Do ciebie mówię, dzielny bohaterze! Któremu dzieje będą sławę dłużne, Do ciebie mówię, Don Kichocie z Manchy Kwiecie rycerstwa i Hiszpanii gwiazdo: «By niezrównana dziewica z Toboso W kształt Dulcynei z dziewki powróciła, Potrzeba na to, by twój giermek dzielny, Znany w historii pod Sanchy imieniem, Wyliczył sobie w obnażone tyłki, Uderzeń rózgą trzy tysiące sześćset, Lecz tak, by znaki po plagach zostały I by jak pieczeń zrumienił się kuper; Taki jest wyrok tych, co przetworzyli Cudowną postać pięknej Dulcynei». To wam oznajmić przybyłem, panowie! — Otóż to właśnie — zawołał Sancho — idź do diabła ze swoim sposobem odczarowania! A moja skóra jaki ma związek z czarami? Ja wam powiadam, że jeśli Wielmożny Merlin nie zna innego sposobu wybawienia pani Dulcynei, to ona już tak sobie umrze zaczarowana. — Słuchaj, ty psie plemię! — rzecze Don Kichot z gniewem — przywiążę cię do drzewa i nie trzy tysiące sześćset, ale pięćdziesiąt tysięcy rózeg ci wyliczę i to takich, że każda z nich wypędzi duszę z ciebie. — Powoli, powoli! — rzecze Merlin. — Tak nie uchodzi. Pokuta dobrowolna być musi i odbywać się w czasie nieoznaczonym. Może być nawet zmniejszona o połowę, jeżeli giermek przystanie, aby inna ręka, nie jego własna, wyliczyła te plagi. — Ani moja, ani druga, ani ciężka, ani lekka — rzecze oburzony Sancho. — Czy to ja żenię się z panną Dulcyneą z Toboso? Niech jego wielmożność, Don Kichot, który ją nazywa swoją duszą i rozkoszą, oćwiczy sobie skórę za jej uwolnienie. Za cóż ja mam być biczowany bez żadnej korzyści? Zaledwie Sancho skończył, młoda nimfa podniosła się z tronu, zrzuciła zasłonę i ukazawszy twarz cudnej piękności, rzecze, zwracając się do giermka: — O giermku niegodziwy! kurzego serca tchórzu! Gdyby ci powiedziano, łotrze, byś się rzucił z wierzchołka wieży głową na dół, tygrysie bez litości! Gdyby żądano, abyś żonę i dzieci zadusił, nie dziwiłbym się, widząc twój upór; ale o marne trzy tysiące plag tak bardzo ci chodzi? Wstydź się! Małe dziecko w szkole w ciągu miesiąca wytrzymałoby podobną chłostę. Patrz brzydkimi ślepiami srogiego smoka w moje gwiaździste spojrzenie, w moje liliowe lica, a zginiesz sromotnie, widząc księżniczkę w kwiecie wieku, skazaną na pędzenie najpiękniejszych dni swoich pod postacią szkaradnej dziewki wiejskiej. Niech cię wzruszy moje nieszczęście! Nadstaw swoją grubą skórę. Przezwycięż raz przecie obżarstwo, podłość i lenistwo swoje. Powróć mi piękność i gładkość mojego dziewiczego czoła, jeśli nie przez wzgląd na mnie, to z miłości dla tego rycerza, który tak dobrym był dla ciebie panem, który drżący ze wzruszenia czeka odpowiedzi twojej. Tu mowę nimfy przerwały jęki i szlochania. — Na moją duszę — zawoła Don Kichot — piękna Dulcynea przenika ukryte myśli moje. — Cóż na to Sancho? — zapyta księżna. — Ja, mości księżno? — odpowie Sancho — jak na chrzcie świętym diabła, tak wyrzekam się tego biczowania apernuntio. — Mów abrenuntio — przerwie książę. — I co tam — rzecze Sancho — właśnie nam czas liczyć, czy litera więcej lub mniej potrzebna w wyrazie, kiedy mi każą biczować się do krwi. Miły Boże, pięć tysięcy rózeg! — Mylisz się, mój przyjacielu — rzecze książę — tylko trzy tysiące sześćset. — A to mi wielka łaska! dziękuję za opuszczenie; kto myśli, że zyska na wytargowaniu, niech weźmie interes na siebie. Ale chciałbym też wiedzieć, gdzie pani Dulcynea z Toboso nauczyła się tak pięknie prosić? Żąda, ażebym sobie ciało posiekał dla jej miłości i nazywa mnie dzikim zwierzęciem, obrzydliwym tygrysem i wymyśla tak, że i diabeł by nie ścierpiał. Czy to ja jestem z brązu! Żeby jeszcze przyszła z jaskini z tuzinem koszul w ręku, ażeby przyniosła parę szlafmyc, chociaż ich nie używamy, jeszcze by to było coś. Powinna wiedzieć, że osioł obładowany złotem lekko na górę włazi, że podarunki umacniają prośby i że jeden wróbel w kieszeni lepszy, niż sto na dachu. Bo trzeba zawsze, ażeby była kwita z byka za indyka. Tu znów pan mój, zamiast miękczyć mnie prośbami, chce przywiązać do drzewa i potroić dozę recepty pana Merlina. A przecież powinni by wiedzieć o tym wszyscy, do kogo mówią, że nie tylko giermkiem, lecz i gubernatorem jestem. Oho! na świecie trzeba na wszystko uważać. Dzisiaj na przykład jestem w złym humorze, bo rozdarłem sobie suknię, dlatego tym mniej mam ochoty własną porozdzierać skórę. — Wstydź się, Sancho! — rzecze książę — po co tyle ceregieli. Musisz jednakże wybierać jedno z dwojga: przyjąć plagi albo zrzec się gubernatorstwa. Jakże chcesz, abym wasalom moim dał wielkorządcę dzikiego i okrutnego, którego nic wzruszyć nie zdoła? Wybieraj więc, Sancho. — Jaśnie oświecony panie! — rzecze Sancho. — Dajcież mi choć ze dwa dni czasu do namysłu. — Niepodobna — rzecze Merlin — trzeba w tej chwili rzecz skończyć i Dulcynea albo powróci natychmiast do jaskini Montesinos zmieniona w wieśniaczkę, albo w stanie obecnym przeniesiona zostanie na elizejskie pola, oczekując, aż liczba plag dopełniona zostanie. — No dalej! odważnie! — rzecze księżna. — Gdzie serce u ciebie? Trzebaż czuć cośkolwiek wdzięczności. Jadłeś chleb w domu rycerza Don Kichota. To diabeł, mój przyjacielu, namawia cię i trwoży ilością plag. Pogardzaj przeszkodami, a jak mówią twoje przysłowia, dla chcącego nie ma nic trudnego. — I ja radzę ci, mój przyjacielu — rzecze Merlin — poddać się tej małej chłoście, będzie to z pożytkiem dla twojej duszy i dla ciała twego, dla duszy, jako czyn chrześcijański, dla ciała ze względu na twoją kompleksję krwistą i gorącą, której puszczenie krwi w niczym nie zawadzi. — Tra ta! ta! Ten sobie dobry — zawoła Sancho — i tak do diabła doktorów na świecie, jeszcze czarnoksiężnicy dopomagać im będą. Otóż więc, ponieważ wszyscy klekczą mi w głowę, przystaję na ugodę, z warunkiem wszakże, że ja sam te trzy tysiące sześćset plag wyliczę sobie. Drugi warunek: że do krwi bić się nie będę, a jeżeli czasem niedobrze się trafię, to także i liczyć się będzie. Ostatni: że pan Merlin będzie za mnie liczył, abym przypadkiem nie pomylił się w rachunku. — Bądź spokojny — odpowie Merlin — i bez liczby, skoro ostatnia plaga uderzona zostanie, natychmiast pani Dulcynea odczarowana zjawi się przed tobą, składając dzięki i przynosząc bogate dary. — Niech więc i tak będzie — rzecze Sancho — przyjmuję pokutę, z warunkami wszakże, które wymieniłem. Zaledwie Sancho skończył ostatnie słowa, dał się słyszeć wystrzał artylerii, muzyka zabrzmiała, piękna Dulcynea skłoniła głowę przed księżną, głęboki dała ukłon swojemu wybawcy i wóz oddalił się szybko. Don Kichot rzucił się na szyję giermka, książę i księżna, oraz myśliwi, oświadczali mu wdzięczność swoją i gdy jutrzenka zaczęła już rumienić szczyty gór, całe towarzystwo, zadowolone z polowania i szczęśliwego powodzenia ułożonych planów powróciło do zamku z gorącą chęcią przedłużenia tak zabawnej farsy.
is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg== of
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software