abstract
| - Cisza zalegała wokoło, tylko szmer, który wciąż miałem w uszach, dawał się słyszeć i teraz. W końcu rozróżniłem słowa, wymówione przez stryja: — Wznosimy się do góry! — Jakto? — Tak, unosimy się z naszą tratwą do góry! Wyciągnąłem rękę, dotknąłem się murów galerji; ręka moja była cała we krwi. Pędziliśmy w górę z nadzwyczajną szybkością. — Pochodnia! Pochodnia! — krzyczał profesor. File:'Journey to the Center of the Earth' by Édouard Riou 53.jpg Jan, nie bez trudności zapalił pochodnię i ta, pomimo uderzeń wichru dała tyle światła, że oświeciła nam całe otoczenie. — Tak jest, jak sądziłem, odezwał się mój stryj. Jesteśmy w szerokiej jakby studni, która ma jakieś cztery wiorsty obwodu. Woda wypadła z przepaści, przybiera swój zwykły poziom, a nas unosi wraz z sobą. — Dokąd? — Nie wiem dokładnie, ale trzeba być gotowym na wszystko. Pędzimy z szybkością dwóch i pół mili na godzinę. — Tak! możemy być jednak rozbici przy wyjściu z tej studni! — Axelu, — odezwał się na to profesor — sytuacja jest niemal rozpaczliwa, ale są widoki ocalenia. Jeśli każdej chwili możemy zginąć, równie dobrze każdej chwili możemy być uratowani. Korzystajmy więc z najmniejszych okoliczności. — Ale cóż mamy począć? — Wzmocnić swe siły pożywieniem. Na te słowa spojrzałem na stryja ponurym wzrokiem. To, czego nie chciałem mówić, musiałem powiedzieć w tej chwili. — Mamy jeść? — spytałem. — Tak, bez zwłoki. Profesor odezwał się po duńsku do Islandczyka, a ten spuścił głowę. — Jakto? — wykrzyknął stryj, nie mamy pożywienia? — Oto co pozostało z naszej żywności; kawałek mięsa na trzy osoby. — Stryj mój patrzał na mnie, zdając się tego nie pojmować. — A więc czy i teraz jeszcze myśli stryj, że możemy być uratowani? Pytanie moje pozostało bez odpowiedzi. Minęła godzina, zacząłem uczuwać głód. Towarzysze moi również cierpieli, ale żaden z nas nie tknął tej nędznej reszty pożywienia. Pędziliśmy wciąż z ogromną szybkością. Chwilami wicher zapierał nam oddech. Gorąco dochodziło do czterdziestu stopni. — Co znaczyła ta gwałtowna przemiana? — Do tej pory mieliśmy temperaturę umiarkowaną, teraz widocznie dojeżdżaliśmy do miejsca, gdzie i skały w stanie płynnym się znajdowały. File:'Journey to the Center of the Earth' by Édouard Riou 54.jpg Bałem się, że wpadniemy w głębię ognia i zwierzyłem się z tem profesorowi. — Jeśli nie pomrzemy z głodu lub nie potoniemy, to zostaje nam w każdym razie możliwość spalenia się żywcem. Stryj zadowolił się tylko wzruszeniem ramion i znów zatopił się w swych rozmyślaniach. Minęła znowu godzina, podczas której nie zdarzyło się nam nic nowego. Nakoniec stryj przerwał ciszę: — Trzeba się trochę posilić. — Posilić się? — Tak. Trzeba wzmocnić swe siły. Jeśli zdarzy się okazja ocalenia sobie życia, musimy mieć dostateczną moc. — Mój stryju, cóż znaczy ten kawałeczek mięsa? — Nic, Axelu, nic. Ale czyż posilisz się lepiej, gdy będziesz na niego patrzał? — Mówisz, jak człowiek bez silnej woli, bez energji. — A stryj, czy nie rozpacza? — Nie! — odrzekł twardo profesor. — Jakto? Jeszcze wierzy stryj w ocalenie? — Tak! wierzę dotąd, dopóki mi serce bije, dopóki oddychać mogę. Istota, obdarzona wolą, nie powinna rozpaczać! Co za słowa! Człowiek, który je wypowiadał w podobnych warunkach, istotnie był niepospolitym! — A więc, cóż stryj myśli robić? — Zjeść to co pozostało, co do okruszyny i w ten sposób wzmocnić swe siły. Uczta ta będzie naszą ostatnią... niechaj! ale przynajmniej, zamiast czuć się wyczerpanymi, staniemy się znów ludźmi! — A więc, zjadajmy! — wykrzyknąłem. Stryj mój wziął kawałek mięsa i kilka sucharów i podzielił to wszystko na trzy równe części. Zjedliśmy więc po funcie posiłku. Profesor jadł chciwie z rodzajem gorączkowego pośpiechu, ja, bez zadowolenia, pomimo głodu, prawie z niesmakiem. Nasz przewodnik jadł spokojnie, systematycznie, po małym kęsku, ze spokojem człowieka, którego nic nie trapi. Znalazłszy jeszcze pół flaszki wina, podał nam i ten dobroczynny napój orzeźwił mię nieco i wlał w me serce otuchę. — Wybornie! — odezwał się Jan. — Przepysznie! — potwierdził profesor. Była wtedy godzina piąta rano. Straszliwe gorąco zwiększało się coraz bardziej i czułem się jakby pogrążony w piecu, rozpalonym do czerwoności. — Czy wpadam y w ognisko? — krzyknąłem w pewnej chwili, gdy gorąco zdawało się być nie do wytrzymania. — Ależ nie! — odpowiedział stryj, przecież to niepodobna! — A jednak — rzekłem, dotykając się murów, — te mury są rozpalone! Dotknąłem ręką wody i wnet musiałem ją cofnąć. — Woda jest gorąca! — zawołałem. Stryj odpowiedział na to gestem gniewu. Jednak wszystkie symptomy potwierdzały moje przypuszczenia. Czułem, że lada chwila wstrząśnie się skorupa ziemska, złączą się obie ściany granitowe i zostaniemy ściśnięci w tym korytarzu na śmierć.
|