PropertyValue
rdfs:label
  • Martwa strefa cz 6
rdfs:comment
  • - Jego ojciec zginął w taki okropny sposób – Lee pokręcił głową zastanawiając się nad czymś – Czuje się jakbyśmy byli w jakimś cholernym horrorze. - Bo jesteśmy – Kelly spojrzała na niego. Przerażała ją obecność nieznajomego człowieka, który po woli starał się ich wykończyć. Ale jeszcze straszniejszą myślą były potwory uwięzione tam na górze. Potwory? Jak mogła w ten sposób myśleć o swoich przyjaciołach? Tyle z nimi razem przeszła, tyle im zawdzięczała. Ale przecież oni nie byli już sobą. Byli kimś obcym, nieznajomym, który starał się pozbawić ich życia. Nie! To nie byli już jej dawni przyjaciele. Były to teraz nic nieznaczące ruiny człowieka. Martwej istoty, która tak do końca jeszcze nie zakończyła swojej egzystencji. Powstała po śmierci. Ale nie była tym dawnym człowiekiem. Byli czymś i
dcterms:subject
abstract
  • - Jego ojciec zginął w taki okropny sposób – Lee pokręcił głową zastanawiając się nad czymś – Czuje się jakbyśmy byli w jakimś cholernym horrorze. - Bo jesteśmy – Kelly spojrzała na niego. Przerażała ją obecność nieznajomego człowieka, który po woli starał się ich wykończyć. Ale jeszcze straszniejszą myślą były potwory uwięzione tam na górze. Potwory? Jak mogła w ten sposób myśleć o swoich przyjaciołach? Tyle z nimi razem przeszła, tyle im zawdzięczała. Ale przecież oni nie byli już sobą. Byli kimś obcym, nieznajomym, który starał się pozbawić ich życia. Nie! To nie byli już jej dawni przyjaciele. Były to teraz nic nieznaczące ruiny człowieka. Martwej istoty, która tak do końca jeszcze nie zakończyła swojej egzystencji. Powstała po śmierci. Ale nie była tym dawnym człowiekiem. Byli czymś innym. Martwymi istotami pragnącymi krwi ludzkiej. Kelly zadrżała na samą myśl o tym, że mogą i ją dopaść. Jak się stąd nie wyniosą to na pewno te poczwary ich dopadną. To było tylko kwestią czasu. Wszyscy zadrżeli gdy usłyszeli uderzenie w drzwi. Łomot powtórzył się po chwili po raz kolejny. - Co to było? – Darco zadrżał. Patrzał na spadający z sufitu tynk. - Skąd do licha mam wiedzieć? – Lee podszedł do drzwi i zasunął zasuwę blokując wyjście – To co tam jest gdyby miało rozum nacisnęło by na klamkę… - Ale tego nie zrobiło… – Kelly przełknęła ślinę z przerażenia. Oblał ja zimny pot. Chciała uciekać. Ale dokąd? Wtedy przypomniała sobie jak uciekał Donn. Rozejrzała się i znalazła szyb wentylacyjny – Uciekniemy szybem! - Przecież oni się tu nie dostaną! – Nagle nastąpiło głośne uderzenie. Ktoś wybił w drzwiach dziurę przez którą pokazała się ludzka ręka. - Jesteś tego pewien? – Lee otworzył szyb i pomógł wejść Kelly. Szyb okazał się korytarzem. Ciasnym ale przynajmniej w nim czuli się bezpiecznie – Zostaniemy tutaj. - Po co? Czekać aż nas dopadną? – Kelly wykrzywiła się z niezadowolenia. Nie miała ochoty patrząc na strzępy swoich przyjaciół, którzy za chwilę mieli pokazać się w drzwiach. - Nie! Nie dopadną nas… Popatrz! – Lee wziął z powrotem klapę i zasłonił duży otwór w ścianie. - Przeciąż jak nas nie znajdą to będą szukać… - I ty myślisz, że one są takie mądre? – W tej samej chwili drzwi z głośnym hukiem spadły ze schodów i uderzyły o betonowa podłogę – Ciii… – Ze chodów zeszły dwie postacie. Za nimi kolejny – Co to do licha jest? – W tłumie rozpoznali Backa i Melanie. Kelly odwróciła głowę i zacisnęła oczy. Nie chciała na nich patrzeć. Do środka zaczęło wchodzić coraz więcej kreatur. Rozglądały się po pomieszczeniu, wywracały meble. Kelly wiedziała, że ich szukają. Jedna z postaci przeszła koło szybu. Nawet na niego nie spojrzała. - Uciekamy – Wyszeptał Lee i pociągnął wszystkich w druga stronę – Skąd ich tak dużo się wzięło? Przecież było tylko dwoje. - Widać, że więcej ludzi przyjeżdżało w te okolice – W końcu udało się im dotrzeć do wyjścia. Byli na tyle domu. Na dworze zaczęło się rozjaśniać. Niebo nabierało różowych i pomarańczowych odcieni, które zlewały się jeszcze z nocną szarością i czernią. - Musimy się stąd wynosić! – Kelly spojrzała w las. - Nie chyba nie myślisz, że będę uciekać przez ten przeklęty las! – Lee stanowczo zaprotestował. - Mamy inne wyjście? – Kelly popatrzała na niego w oczekiwaniu. Chciała go uderzyć ale wiedziała, że to tylko pogorszy sytuacje w której się znajdowali. Musiała zachować spokój i trzeźwość umysłu. Nie chciała tutaj umierać. Nie w ten sposób. Jeśli mieli jakieś wyjście ucieczki to jedynie przez las. Droga nie pomogła by im. Stracili by jedynie cenny czas. Lasem było szybciej dotrzeć do najbliższej miejscowości. Wtedy przeszła ją przerażająca myśl. A co jeśli to właśnie ludzie z miasteczka. Co jeśli ten potworny wirus zaczął się rozprzestrzeniać? Może już dotarł do Los Angeles, Teksasu a może nawet przez ocean do Europy. Tego nie wiedziała. Ale przecież czytała, że wirus został tylko tutaj i nie rozprzestrzeniał się. Tak… szaleńcowi nie mogła wierzyć. Ktoś kto wymyślił tego wirusa z cała pewnością nie był normalny. - Ruszamy – Kelly weszła w las. Po chwili dołączyli do niej Darco i Lee… CIĄG DALSZY NASTĄPI… Kategoria:Opowiadania