PropertyValue
rdfs:label
  • Na Torach.
rdfs:comment
  • Szedł tak już około 5 godzin. Chciał, aby wreszcie tory przestały ciągnąć się na ziemi przed nim. Zaczęło go to już denerwować. Tory. Jak to się w ogóle zaczęło? A, no tak. Przypomniał sobie. Zanim to się stało, był on normalnym człowiekiem, z rodziną i dziećmi, w stanie w rejonie New Jersey. Pracował jako sklepikarz. Pogodny, charyzmatyczny, nie tak jak teraz. Kiedy skończył obsługiwać już ostatniego klienta, odsapnął. Było ciemno. Kiedy chciał już wstać z krzesła, zobaczył przed sobą wysoką, ubraną w garnitur postać. Był to staruszek z kapeluszem. Stary człowiek stał tak, i gapił się na niego. Sklepikarz rzekł:
dcterms:subject
abstract
  • Szedł tak już około 5 godzin. Chciał, aby wreszcie tory przestały ciągnąć się na ziemi przed nim. Zaczęło go to już denerwować. Tory. Jak to się w ogóle zaczęło? A, no tak. Przypomniał sobie. Zanim to się stało, był on normalnym człowiekiem, z rodziną i dziećmi, w stanie w rejonie New Jersey. Pracował jako sklepikarz. Pogodny, charyzmatyczny, nie tak jak teraz. Kiedy skończył obsługiwać już ostatniego klienta, odsapnął. Było ciemno. Kiedy chciał już wstać z krzesła, zobaczył przed sobą wysoką, ubraną w garnitur postać. Był to staruszek z kapeluszem. Stary człowiek stał tak, i gapił się na niego. Sklepikarz rzekł: - Proszę pana, sklep zamknięty. Przepraszam. - Wiem. Chcę tylko, aby pan coś zobaczył. Sklepikarz, zmarszczył brwi. - Co mam zobaczyć? - Zobaczy pan. - staruszek uśmiechnął się. Wyatt, spakował swoje rzeczy, zgasił światło, zamknął drzwi. Odwrócił się. Tajemniczy mężczyzna wszedł w zarośla rosnące po drugiej stronie ulicy. Pracownik zaśmiał się. Czemu miał iść za jakimś staruchem do jakiegoś lasku, jaki to ma sens? Nie poszedł więc za nim, tylko skierował się w stronę swojego domu. Nagle usłyszał krzyk. Krzyk ten był przerażający, rozdzierający uszy, i przyprawiający o wymioty. Był to krzyk nieludzki. Wyatt stanął. Przerażony, odwrócił się. Około 15 metrów przed stał ten sam tajemniczy mężczyzna, co był w jego sklepie. Spojrzał na twarz starca. Widniał na nim szczery grymas nienawiści, gniewu, złości, wściekłości. Oczy były pustką. Z dwóch czarnych dziur lały się czarne łzy, gęste i smoliste. Kończyny zaś były cienkie jak patyki. - Co do?! - wykrzyczał do mężczyzny. Upiór błyskawicznie pobiegł, wyginając kończynami, do Wyatta. - TERAZ BĘDZIESZ CIERPIAŁ. - wykrzyczał do mężczyzny potwór. To było jedyne wydarzenie, które pamiętał. Teraz, chodził sam po torach. Po jego dwóch stronach, nic, tylko ciemność. Co jakiś czas widywał w niej jasne punkciki. Więc szedł tam po torach, łudząc się, że w końcu znajdzie wyjście. Ale nic, tylko brudny żwir, i tory. Oraz ciemność. Ale gorsze było to, co działo się w głowie Wyatta. Czuł przerażenie, tęsknotę za rodziną, oraz złość. Wreszcie, zrezygnowany, usiadł na torach, i zaczął płakać. - Rozumie już pan? - nagle znikąd pojawił się głos mężczyzny. Rozpoznał ten głos. To ten sam głos który należał do tego opętanego staruszka. - Co mam rozumieć? - Chciałem panu pokazać, jak zginąłem. Przepraszam, że byłem na pana wściekły, duchy tak mają. Wyatt nie mógł uwierzyć. Spytał po cichu. - Uwolnisz mnie z tych torów, proszę... Chcę zobaczyć się z moją rodziną... Przez 10 sekund panowała przerażająca cisza. - Zgoda. Nagle, obudził się w swoim sklepie. Nie było klientów, na szczęście. Oprócz jednego, zgadnij kim on był? Kategoria:Opowiadania