PropertyValue
rdfs:label
  • Jangada/II/08
rdfs:comment
  • Powtóre, gdyby ciało zbyt długo leżało w wodzie, może puszka zostałaby uszkodzoną. W tej okoliczności Aranjo dał dowód wielkiej gorliwości jako też doskonałej znajomości stanu rzeki. — Jeźli, rzekł, prąd uniósł ciało Torresa, trzeba będzie bardzo głęboko i na znacznej przestrzeni czynić poszukiwania, skoro nie mamy czasu czekać aby skutkiem rozkładu wypłynęło na wierzch; lecz jeźliby zatrzymało się w nadbrzeżnej trzcinie, wynajdziemy je za godzinę. — Pomimo to nie ma powodu rozpaczać, a tem mniej zaprzestać poszukiwań, rzekł Manuel. — Czemu? — Jeźli co? zapytał sternik. — Ani jednego, rzekł.
Tytuł
  • |1
Poprzedni
  • [[
Sekcja
  • Rozdział
  • Część II
Następny
  • [[
adnotacje
  • Dawny|w latach 1881-1882
dbkwik:wiersze/property/wikiPageUsesTemplate
Autor
  • Juliusz Verne
abstract
  • Powtóre, gdyby ciało zbyt długo leżało w wodzie, może puszka zostałaby uszkodzoną. W tej okoliczności Aranjo dał dowód wielkiej gorliwości jako też doskonałej znajomości stanu rzeki. — Jeźli, rzekł, prąd uniósł ciało Torresa, trzeba będzie bardzo głęboko i na znacznej przestrzeni czynić poszukiwania, skoro nie mamy czasu czekać aby skutkiem rozkładu wypłynęło na wierzch; lecz jeźliby zatrzymało się w nadbrzeżnej trzcinie, wynajdziemy je za godzinę. Dopłynąwszy pod wybrzeże na którem odbył się pojedynek, Indyanie zaczęli na wszystkie strony sondować rzekę długiemi bosakami. Miejsce w którem Torres wpadł do wody łatwo było znaleźć, ponieważ znaczył je krwawy ślad na białawej ścianie pochyłości dosięgającej do wody, oraz drobne plamki krwi, widoczne tu i owdzie po trzcinie. Prąd nie dosięgał do wybrzeży; trzcina stała nieruchoma, można więc było miéć nadzieję że ciało nie zostało poniesione na pełne wody. Gdyby w łożysku rzeki znajdowały się większe jakieś zagłębienia, to i tak bosakami możnaby ich dosięgnąć. Pirogi i ubasy, rozdzieliwszy się, rozpoczęły najgorliwsze poszukiwania na całej tej przestrzeni, ale pomimo iż nie ominięto najmniejszego miejsca wśród trzciny i w łożysku rzeki, ciała nie znaleziono. Po dwugodzinnych daremnych poszukiwaniach, wywnioskowano że ciało musiało gdzieś odbić się od pochyłego wybrzeża i spaść dalej od brzegu, gdzie już prąd uczuwać się dawał. — Pomimo to nie ma powodu rozpaczać, a tem mniej zaprzestać poszukiwań, rzekł Manuel. — Mamyż przeszukać otchłanie wód przez całą szerokość i długość rzeki? rzekł Benito. — Przez szerokość — być może, przez długość, na, szczęście nie zajdzie tego potrzeba, odrzekł Aranjo. — Czemu? — Ponieważ o milę na dół od miejsca dopływu Rio-Negro, Amazonka załamuje się mocno i wyraźnie, a jednocześnie łożysko jej bardzo się podnosi. Tworzy to rodzaj naturalnej tamy, którą marynarze nazywają tamą Friasa, i tylko przedmioty po nad nią się unoszące przebyć ją mogą. Lecz jeźli przedmioty te unoszą się między prądem dwóch rzek, niepodobna im tego dokonać. Jeźli więc skutkiem swej ciężkości gatunkowej, zwłoki Torresa spoczywały jeszcze na piasczystem dnie rzeki, nie mogły być dalej poniesione po za tamę, ale za dni kilka, gdy skutkiem pozbycia się gazów wypłynie na powierzchnię; wtedy dopiero niewątpliwie prąd je uniesie i poniesie po za tamę. Ale prędzej nie może to miéć miejsca. Można było zaufać tak biegłemu i wytrawnemu sternikowi; skoro więc zapewniał że zwłoki najdalej na milowej przestrzeni znajdować się muszą, przedsięwzięto odpowiednie poszukiwania. W tych miejscach żadna wyspa ani wysepka nie powstrzymywała biegu Amazonki; jeśli więc przeszukają bezskutecznie oba brzegi rzeki, trzeba będzie zwrócić się do samego łożyska, mającego 500 stóp szerokości. Połowa łodzi popłynęła na lewy, druga połowa na prawy brzeg rzeki. Indyanie wszędzie zapuszczali długie i mocne bosaki, nie omijając nic do czego ciało przyczepićby się mogło — pół dnia upłynęło, na ciało nie natrafiono nigdzie. Po godzinnym wypoczynku i posileniu się, znowu rozpoczęto poszukiwania. File:'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 60.jpg Benito, Manuel, Fragoso i Aranjo rozdzielili się teraz; każdy miał sterować jedną łodzią, na przestrzeni od ujścia Rio-Negro do tamy, aby przeszukać całe łożysko rzeki. Oprócz bosaków zapuszczano sieci zaopatrzone w wielkie żelazne haki, i jakże to niewysłowione miotało niemi wzruszenie, ilekroć haki zahaczały jakiś ciężki przedmiot, ale niestety! wyciągano jakiś ciężki kamień lub ogromną kępę traw wyrwanych z piasczystego gruntu. Pomimo ciągłego niepowodzenia, nikomu ani na myśli nie przyszło zaprzestać poszukiwań. Nawet nie było potrzeby zachęcać Indyan. Wiedzieli oni że pracują dla dobra fazendera z Iquitos, dla głowy rodziny którą kochali, gdyż zawsze dobrze obchodziła się z nimi. Nie uskarżaliby się choćby noc całą na tej ciężkiej pracy przetrwać przyszło, wiedząc że nie ma czasu do stracenia. Jednakże zanim słońce zaszło zupełnie, Aranjo uznając że poszukiwania w ciemności nie doprowadzą do celu, dał znak aby łodzie się połączyły i podpłynięto do jangady. Tak więc dzień zszedł na bezowocnych trudach; ale pomimo ciężkiego smutku jaki go przygniatał, Benito nie upadał pod brzemieniem, nie tracił zimnej krwi ani odwagi. Miał niezłomne postanowienie nie cofać się przed największemi trudnościami dla ocalenia honoru i życia Ojca. — Do jutra! rzekł do towarzyszy, może da Bóg z lepszym skutkiem. — Bądź pan tego pewnym, rzekł Aranjo. Upewniam pana że ciało Torresa znajduje się na tej przestrzeni, tylko w kilku godzinach nie mogliśmy zbadać jej dostatecznie. Prąd nie mógł go unieść po za tamę, a na powierzchnię wypłynąć jeszcze nie mogło. Takie zapewnienie z ust sternika, który zawsze mówił prawdę, powinno było uspokoić i utwierdzić nadzieję Benita, jednakże dręczyła go obawa co do której upewnić się pragnął. — Tak, panie Aranjo, skoro tak twierdzisz, ciało Torresa jest jeszcze na tej przestrzeni łożyska rzeki, i znajdziemy je, jeźli... — Jeźli co? zapytał sternik. — Jeźli nie stało się pastwą kajmanów, rzekł Benito. Nietylko Benito, ale także Manuel i Fragoso, oczekiwali niecierpliwie odpowiedzi sternika. Tenże milczał chwilę; znać było że namyśla się zanim odpowie. — Wyznaję, rzekł nareszcie, że i mnie myśl ta przyszła na chwilę, ale proszę powiedz mi, panie Benito, czy w ciągu dziesięciu godzin naszych poszukiwań zobaczyłeś aby jednego kajmana w wodach rzeki? — Ani jednego, rzekł. — A więc skoro żaden z nas ich nie widział, to najlepszy dowód że ich nie ma, po cóżby miały zapuszczać się w białe wody, skoro o ćwierć milki mają szerokie przestrzenie ulubionych sobie wód czarnych. Gdy wówczas kilku kajmanów napadło na jangadę, to dlatego że w tamtej miejscowości nie było żadnego dopływu do Amazonki, w którymby przebywać mogły. Gdybyśmy wpłynęli na Rio-Negro, nie zbrakłoby kajmanów; i gdyby ciało Torresa wpadło do tego dopływu, trudnoby łudzić się nadzieją znalezienia go, lecz ponieważ zsunęło się w wody Amazonki, Amazonka nam je odda. W dziesięć minut później, wszyscy byli na jangadzie. W ciągu dnia tego Jakita z córką kilka godzin spędziły w więzieniu. Dowiedziawszy że sternik, Benito i Manuel na łodziach opuścili jangadę, odgadła cel ich wycieczki; nic jednak nie wspomniała mężowi, w nadziei że nazajutrz będzie mogła już zawiadomić go o pomyślnym skutku poszukiwań. — I cóż? zapytała Benita, gdy powrócił. — Nic jeszcze, odpowiedział. Wszyscy przeszli do swych pokoików. Manuel namawiał Benita aby się położył. — Po cóż, odrzekł, czyż mógłbym zasnąć!...