PropertyValue
rdfs:label
  • Teraz już wszystko przepadło... Część II
rdfs:comment
  • Biegłem, nawet nie wiem dokąd. Nie wiem po co. Wiedziałem tylko jedno: "Uciekać". Nogi wręcz pulsowały z bólu. Poruszałem się już wręcz mechanicznie. Po chwili już nie mogłem. Byłem wykończony. Muszę biec. Muszę. To wróci. On mnie dopadnie.Upadłem na kolana. Słyszałem szaleńcze bicie serca, wszystkie dźwięki zagłuszał mój niespokojny oddech. Wtedy go zobaczyłem. Te bezduszne, nasycone czernią oczodoły. Wyglądał na szczęśliwego, że mnie złapał. Uśmiechał się. Wszystko się rozmazało, przez moje łzy. Wszystko się stało czernią. Bezduszną czernią... czy to tak wygląda śmierć? Zerwałem się z łóżka zlany potem. - To tylko sen... tylko... sen. - powtarzałem, próbując się uspokoić. Spojrzałem na zegarek. Szósta rano. Nie ma to jak w sobotę obudzić się o szóstej... - Mam zbyt bujną wyobraźnię - poc
dcterms:subject
abstract
  • Biegłem, nawet nie wiem dokąd. Nie wiem po co. Wiedziałem tylko jedno: "Uciekać". Nogi wręcz pulsowały z bólu. Poruszałem się już wręcz mechanicznie. Po chwili już nie mogłem. Byłem wykończony. Muszę biec. Muszę. To wróci. On mnie dopadnie.Upadłem na kolana. Słyszałem szaleńcze bicie serca, wszystkie dźwięki zagłuszał mój niespokojny oddech. Wtedy go zobaczyłem. Te bezduszne, nasycone czernią oczodoły. Wyglądał na szczęśliwego, że mnie złapał. Uśmiechał się. Wszystko się rozmazało, przez moje łzy. Wszystko się stało czernią. Bezduszną czernią... czy to tak wygląda śmierć? Zerwałem się z łóżka zlany potem. - To tylko sen... tylko... sen. - powtarzałem, próbując się uspokoić. Spojrzałem na zegarek. Szósta rano. Nie ma to jak w sobotę obudzić się o szóstej... - Mam zbyt bujną wyobraźnię - pocieszałem sam siebie. - To czyste kłamstwo. Ona zabiła siostrę i popełniła samobójstwo. Tak, to... to ma sens. Albo i nie. No cóż, nie będę zawracał sobie tym głowy. Ubrałem się i poszedłem do kuchni. Zjadłem śniadanie. Wszystko było w najlepszym porządku. Prawie wszystko. Usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z mojego pokoju. Jakby ktoś... wbijał gwóźdź!? Najbliższy nóż jaki miałem wziąłem ze sobą i spokojnie podszedłem do moich drzwi. Wisiała tam kartka z szybko nabazgranymi literami. Zerwałem ją z gwoździa i przeczytałem. "Drogi JakeLisa martwa, jej siostrzyczka- Mona, też.I cóż ja mam poczynić?Czemu wtedy uciekłeś?Przecież wiesz, że teraz twoja kolej... " Wiadomość była podpisana "Ako" Czy to imię? Czy to imię tego szaleńca? Bezokiego chłopaka? Co ja tu w ogóle robię. Spojrzałem przelotnie na drzwi. Ani śladu po gwoździu. Wróciłem do kuchni i odłożyłem nóż. Coś mi nie grało. - Gdzie jesteś, diable... - syknąłem za siebie. - Mogłeś chociaż wytrzeć ten nóż z masła... - usłyszałem powolne słowa wypowiadane z poirytowaniem. Znów odwróciłem się z nożem, ale nikogo nie widziałem. Jakiś cień przemknął mi przed oczami. Muszę być ostrożny. Serce znów przyśpieszyło. Odwróciłem głowę za siebie i znów w przód. Zacząłem się trząść. Stał przede mną. Uśmiechał się. - Miło cię widzieć... - powiedział powoli. To powolne mówienie mnie przerażało. Wiązało głos w gardle i skręcało żołądek. Cofnąłem się krok do tyłu. - Gdzie idziesz...? - spytał i powolnym krokiem ruszył w moją stronę. - Odejdź!- wrzasnąłem. - Czemu...? - wciąż się uśmiechał, to było potworne. - Czego chcesz!? - Może zacznijmy od początku... Jestem Ako, po prostu Ako... Tak mnie nazywaj. Zatrzymałem się. On także. - Kiedyś byłem taki jak ty. "Nie uwierzę w ani jedno słowo" - pomyślałem. - Miałem siostrzyczkę, małą siostrę, tak jak Mona. Uświadomiłem sobie, że nie jestem taki jak inni. "No co ty nie powiesz?" - Kiedyś się z nią pokłóciłem. Chwyciłem nóż. - Skrzywił się - ale bez masła... "Do rzeczy!" - Po prostu wymierzyłem cios. W głowę. To był impuls. Poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. - Wtedy sobie uświadomiłem, jakie to wspaniałe uczucie. Do tego zostałem stworzony. Do zabijania. Znowu się zbliżał. Poczułem za sobą ścianę. Od czego mam w końcu ten nóż!? Przytrzymałem nóż mocniej i walnąłem. Zamknąłem oczy. Zamiast szaleńczego krzyku usłyszałem cichy śmiech. Dzwonił mi w uszach. - Jesteś taki naiwny... Moja głowa... czułem jakby pękła... szaleńczo próbowałem się wyrwać. Uciec. Umrzeć. Cokolwiek! Pomocy! Otworzyłem oczy. On stał tam. Trzymał mnie? Może to ja nie mogłem się ruszyć? Nie wiem... Potrzebuję pomocy. Widziałem małe kałuże krwi. On krwawił, czy ja? Moje serce? Czułem jakby mi je wyrywano! Potworne cierpienie owładnęło moim umysłem. Już nie miałem siły nawet się ruszyć. Ledwo oddychałem. Nie wiedziałem, że jest możliwość przeżycia. Nic się już nie liczyło, absolutnie nic. Krzyczałem bez słów... czy ktoś to słyszał...? Obudziłem się tu. Dostałem od was ten przeklęty notatnik, nie chcieliście mi uwierzyć! Ręce wciąż mi się trzęsą. Nocami słyszę jego śmiech. Widzę te bezokie oczodoły pochłonięte czernią. Jestem przekonany, że on tu wróci, dalej będzie zabijał, ja to czuję... Nikt nie może mi pomóc, nic... a już na pewno nie pobyt w tym przeklętym psychiatryku!!! Nienawidzę was... Wszystkich... Kategoria:Opowiadania