PropertyValue
rdfs:label
  • Listek z nieba
rdfs:comment
  • __NOEDITSECTION__ Wysoko, w przejrzystem i jasnem powietrzu płynął anioł Boży z rajskim kwiatem w ręku. Gdy go podnosił do ust, jeden mały płatek oderwał się leciuchno i jak motyl biały spadał ku ziemi. W zielonym lesie upadł na grunt miękki i wypuścił korzonek, potem kiełek w górę i zaczął rosnąć. — A to co za przybłęda? — zawołały zdziwione rośliny. — Nikt go tu nie zna, z nikiem nie jest spokrewniony, nawet niepodobny do nikogo! Natręt! Przypatrywały mu się z daleka, z pogardą, ale nawet osty i dzikie pokrzywy rozmawiać z nim nie chciały. W całym lesie nie było podobnego cudu.
dcterms:subject
Tytuł
  • Listek z nieba
Tłumacz
  • Cecylia Niewiadomska
Sekcja
  • Baśń
adnotacje
  • Tytuł oryginału: "Et Blad fra Himlen", 1853.
dbkwik:wiersze/property/wikiPageUsesTemplate
Autor
  • Hans Christian Andersen
abstract
  • __NOEDITSECTION__ Wysoko, w przejrzystem i jasnem powietrzu płynął anioł Boży z rajskim kwiatem w ręku. Gdy go podnosił do ust, jeden mały płatek oderwał się leciuchno i jak motyl biały spadał ku ziemi. W zielonym lesie upadł na grunt miękki i wypuścił korzonek, potem kiełek w górę i zaczął rosnąć. — A to co za przybłęda? — zawołały zdziwione rośliny. — Nikt go tu nie zna, z nikiem nie jest spokrewniony, nawet niepodobny do nikogo! Natręt! Przypatrywały mu się z daleka, z pogardą, ale nawet osty i dzikie pokrzywy rozmawiać z nim nie chciały. — Musi to być jakiś potwór ogrodowy — zdecydowały po długim namyśle leśne sąsiadki — czego chce tu między nami? I szydziły z niego pogardliwie, myśląc, że jest potworem, sztucznie wyhodowanym przez człowieka. — Po coś tu przyszedł? — pytały go osty, o liściach najeżonych ostrymi kolcami. — Każdy powinien żyć pomiędzy swymi. — Po co tak rozpościerasz swoje pędy? — wołały inne drzewa i rośliny. — Nie przybliżaj się do nas! A może myślisz, że cię będziemy dźwigały? Nadeszła zima, śnieg pokrył ziemię i rośliny, ale nad listkiem z nieba jaśniał dziwnem światłem, jak gdyby pod nim paliła się lampa i przeświecała przez białe pokrycie. A kiedy wiosna powróciła znowu i śnieg ustąpił, na wilgotnej ziemi ukazał się kwiat cudny, o barwach nieporównanych i prześlicznej woni. W całym lesie nie było podobnego cudu. Właśnie przechodził tędy uczony profesor botaniki. Zdziwił go kwiat nieznany, więc go zerwał, obejrzał, pokosztował, powąchał, rozpatrywał przez szkiełka i bez szkiełek, mierzył, ważył, porównywał — nadaremnie: nie mógł zaliczyć go do żadnej klasy, do żadnego rodzaju i gatunku. — Wyrodek jakiś — rzekł wreszcie poważnie — niepodobna go objąć żadną klasyfikacyą, ani mu znaleźć właściwego miejsca. Okaz bardzo ciekawy, lecz nie ma nic wspólnego z naszym roślinnym światem. — Nie ma nic wspólnego z naszym roślinnym światem! — Niepodobna go objąć żadną klasyfikacyą! Wyrodek! — powtarzały osty i pokrzywy. Stare drzewa słuchały, lecz milczały same, nie mówiły źle ani dobrze, co jest rzeczą najmądrzejszą na wypadek głupoty. Biegła przez las dziewczynka uboga, czysta i niewinna. Serce miała gorące, w duszy światło wiary, a jedynym majątkiem jej na świecie była stara biblia po ojcu, gdzie zawsze w smutku słowa pociechy znalazła. Dziewczę ujrzało cudowną roślinkę i stanęło zdumione. Jakaż piękna! Każdy jej listek zielony rozlewał woń rozkoszną i orzeźwiającą, kwiaty jaśniały w słońcu jak żywe płomienie, a z każdego zdawała się płynąć ku niebu nieskończona, cicha i słodka melodya. Dziewczę wzruszone ujęło gałązkę i pochyliło ją lekko ku sobie, aby nacieszyć się widokiem kwiatka, odetchnąć jego wonią. I uczuła nagle wielką błogość w sercu i wielkie światło w duszy. Chciałaby zerwać jeden chociaż pączek i mieć przy sobie, ale nieśmiała pozbawiać go życia. Zwiędnie w jej ręku! Więc zerwała tylko maleńki jeden zielony Usteczek i włożyła pomiędzy kartki swojej biblii. Tu pozostanie on zawsze jak świeży i pełen cudnej woni. W kilka tygodni potem dziewczynka umarła, biblię złożono z nią razem do trumny, a między jej kartkami pozostał zielony, wonny listek rajskiego kwiatka. W lesie śliczna roślinka bujała wspaniale i dochodziła prawie wielkości drzew starych, choć była wiotką jak młoda gałązka. Ptaki przelotne lot swój wstrzymywały, aby jej pokłon oddać, promienie słoneczne pozdrawiały ją pierwszą co poranka. — Jakiś obcy przybłęda najwidoczniej — szeptały między sobą osty i pokrzywy — wszystkie włóczęgi znają go wybornie, lecz dla nas — to wyrodek. — Nie powinniśmy znieść go pośród siebie. I ślimaki leśne opluły go śliną. Przyszedł pastuch po "ziele" dla trzody i zaczął wycinać nożem osty i pokrzywy. Ściął i cudną roślinkę, wyrwał jej korzenie i zabrał wszystko razem w wielką płachtę. — Przynajmniej będzie z was teraz pożytek — rzeki, zarzucając płachtę na ramiona. I stała się roślina rajska "pożyteczną." W tym samym kraju król cierpiał oddawna na smutek nieuleczony i ciężki, który był gorszym od wszelkiej choroby. Różnym sposobem ratować się pragnął: pracował pilnie, wytrwale, odważnie; czytał uczone dzieła; to szukał rozrywki, wesołości; — daremnie, nic nie pomagało. I cierpiał bardzo, bardzo, długie lata i prawie bez nadziei. Wtem jeden z mędrców, którego gorąco prosił o radę, śle do niego posła z wieścią radosną: — W twojem królestwie, w lesie starym rośnie kwiat rajski o cudownej sile i przymiotach, jego woń, jego widok przywróci ci zdrowie. Tu następował opis cudownej rośliny tak dokładny, że nie można się było pomylić. — Tak, to ona! to ona! — powtarzali wszyscy, którzy bywali w lesie. — Tak, tak — powtórzył pastuch — pamiętam, a jakże! Sam związałem ją w płachtę razem z pokrzywami. To już dawno. Nie wiedziałem, żeby takie ziółko mogło przydać się na co innego. Nie wiedział. Nikt nie wiedział: ani uczony botanik, ani mędrcy królewscy. Nikt nie wiedział. Roślina, której niepodobna objąć żadną klasyfikacyą! Cóż z takiej być może? Szukano nadaremnie: ani jednego Usteczka nie można było już odnaleźć w lesie. Jeden był tylko w trumnie ubogiej dziewczynki, lecz o tym nikt nie wiedział. Król sam zmartwiony udał się do lasu i oglądał miejsce, gdzie wyrósł kwiat rajski. — Tutaj było dla mnie zbawienie — rzekł smutnie — tutaj dotknęła ziemi nieziemska roślina, — świętem być powinno to miejsce. I kazał je ogrodzie pozłacaną kratą, przy której postawiono wartę. Wtedy uczony profesor napisał o kwiatku bardzo naukowe dzieło i został za to przez króla odpowiednio wynagrodzony. Wszyscy więc byli szczęśliwi, król tylko został cierpiący, smutny wielkim smutkiem, który nie ma jasnej przyczyny. — Ale takim przecież był zawsze — mówił strażnik w lesie, przy pozłacanej kracie. * Отпрыск райского растения (w języku rosyjskim) Image:PD-icon.svg Public domain
is wikipage disambiguates of