PropertyValue
rdfs:label
  • Chirurg cz.1
rdfs:comment
  • Pierwsza pasta w życiu, proszę o delikatniejszą ocenę ;) Ciemność od dłuższego czasu ogarniała salę szpitalną. Mark cieszył się jak dziecko, widząc śpiącego pacjenta, świeżo po wizycie u anestezjologa. Nazwisko: Clock Imię: Marcus Wiek: 21 Cechy szczególne: Charakterystyczna mutacja tęczówek oczu (Heterochromia Iridium) Cechy wyglądu: Włosy czarne mieszające się z ciemnobrunatnymi. Wygląda przynajmniej o pięć lat młodziej niż w rzeczywistości. 191 cm wzrostu. Palce nad wyraz długie, nawet 16 cm. - O co konkretnie chodzi? - Będę za 10 minut.
dcterms:subject
abstract
  • Pierwsza pasta w życiu, proszę o delikatniejszą ocenę ;) Ciemność od dłuższego czasu ogarniała salę szpitalną. Mark cieszył się jak dziecko, widząc śpiącego pacjenta, świeżo po wizycie u anestezjologa. Nazwisko: Clock Imię: Marcus Wiek: 21 Cechy szczególne: Charakterystyczna mutacja tęczówek oczu (Heterochromia Iridium) Cechy wyglądu: Włosy czarne mieszające się z ciemnobrunatnymi. Wygląda przynajmniej o pięć lat młodziej niż w rzeczywistości. 191 cm wzrostu. Palce nad wyraz długie, nawet 16 cm. Cechy charakteru: Jak dla mnie za często się śmieje. Zapomniałbym: IQ 158, Studia medyczne skończył w wieku 20 lat, po miesiącu stwierdzono, że nie potrzebuje praktyki. - Już dwa miesiące w tej zatęchłej norze i ani jedna osoba nie chce moich usług. Pieniądze nie są dla mnie ważne, czekam tylko na pierwsze zlecenie. Po małym szpitalu na obrzeżach miasta zajmę się czymś większym. - Halo, Panie Clock? Czy mógłby pan nas dzisiaj zaszczycić swoją obecnością? Wiem, że urlop kończy się panu dopiero jutro, ale to ważne. - O co konkretnie chodzi? - Wypadek samochodowy, kilka minut temu dostaliśmy organy z Great Falls. To niezwykłe szczęście w tej tragedii, że tak niedaleko poszkodowany miał organy ze zgodnością 5/6. - Będę za 10 minut. Clock stał w sali operacyjnej z asystentem i jedną pielęgniarką. Żarówka w lampie powoli wysiadała, lecz jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Pozostali nie wiedzieli, co się dzieje, ale on wszystko wcześniej przygotował. Wiedział, że ma niewiele czasu na realizację planu. Kiedy pokój ogarnęła całkowita ciemność, sięgnął ukradkiem po skalpel. Widząc sylwetki zbłąkanych pomocników, zdecydował się na pierwszy ruch. Lekarz asystujący uderzył o ziemię z poderżniętym gardłem, a pielęgniarka nawoływała go wystraszona. - Nie, kochanie, Mike ci już nie pomoże. Teraz zostaliśmy sami. Zaraz po wyszeptaniu tych słów zablokował wydostający się z piersi kobiety okrzyk jednym celnym pchnięciem w tchawicę. Starał się nie uszkodzić ważnych naczyń krwionośnych, aby nie doszło do zgonu. Kolejne dźgnięcie dokładnie pomiędzy siódmy i ósmy krąg kręgosłupa zwaliło ją z nóg. Teraz miał dwie "zabawki", które chciał użyć w najpiękniejszy dla siebie sposób. Zablokował drzwi gaśnicą. Zaczął od dziewczyny. Chociaż wiedział, że pozbawiając kobietę czucia nie zdoła zadać jej bólu, postanowił zrobić coś innego. Ustawił jej głowę opartą o ścianę, tak aby widziała, co zamierza zrobić. Lampa, którą schował uprzednio w szafie, stała teraz włączona na ziemi. Jednym szybkim ruchem rozdarł jej kitel, odsłaniając jej nagie ciało. Nie fascynowało go to, to nie tego chciał. Delikatne cięcie wzdłuż pępka aż do dołu odsłoniło dziurę z krwią. Błyszcząca posoka powoli spływała po jej chudym brzuchu, a on kontynuował swoje chore dzieło. Wsadziwszy rękę pomiędzy jelita, bawił się nimi niczym sznurkiem. Przekładał ciepłe i śliskie błony z ręki do ręki i rozciągał je. Wyjął całość i zaczął obwiązywać tym głowę swojej ofiary. Parujące flaki zaczęły dusić Bogu ducha winną pielęgniarkę z nader szybkim skutkiem. Nienasycony podszedł do faceta. Gruby brzuch wystawał znad osłon. Przywiązał paskami jego kończyny do stołu i naciął tchawicę, aby ten nie mógł krzyczeć. Nie chodziło mu o to, że nie lubił krzyków. Wręcz przeciwnie. Kochał jęki swoich ofiar. Co prawda nigdy wcześniej nie mordował człowieka, ale zwierzęta też czuły ból. Wbił strzykawkę w szyję ofiary. Zaaplikowany środek wywołał natychmiastowy efekt. Paraliżujące uczucie rozciętego gardła spowodowało napinanie się i rozluźnianie mięśni mężczyzny. Kolejna igła miała w sobie jedynie powietrze. Mark, delikatnie wyciągając dłoń, przyłożył ją do dolnej powieki oka i naciągnął z całej siły. Było to dyskomfortem dla "pacjenta" niemogącego mrugnąć. Druga ręka uniesiona wcześniej poza pole widzenia nieszczęśnika teraz była coraz bliżej. Widząc ostry czubek biopsyjnej igły przechodziły go ciarki i zaczął się wić. Kiedy zakończenie metalowego przedmiotu muskało jego gałkę oczną ze stołu zaczął kapać mocz. Nieprzyjemny zapach wypełnił salę. Zdenerwowany taką reakcją Marcus wbił igłę szybciej niż zamierzał i zaczął wciągać oko zbyt szybko co spowodowało jego momentalnie zmniejszenie. Z krwawego otworu wystawało długie czerwone włókno zakończone ledwo widocznym białym "wacikiem". Skalpelem odciął tę "nić", jednocześnie puszczając dolną powiekę i doprowadzając do częściowego zatrzymania krwawienia. Pacjent zemdlał z bólu. Podanie jednej dawki adrenaliny wystarczyło, aby powrócił do "komnaty". Widząc na jedno oko, przyglądał się swemu oprawcy. Mark wyjął piłę do kości i zaczął kroić czaszkę. Po zdarciu skóry z czoła i zarysowaniu kości zmienił obiekt zainteresowania. Wystający pępek naciął ostrzem i grzebał palcem wewnątrz obserwatora. Powietrze uszło z jego płuc, chlapiąc krwią przez dziurkę w krtani. Palec zamienił się w rękę, a masaż w pulsowanie. Znów się znudził. Teraz bez przecięcia skóry rozwarł żebra. Wycinając ten najważniejszy mięsień do połowy, pochwycił go. Wyciągnął powoli i pokazał umierającemu. Odgryzł połowę, a osocze dosłownie eksplodowało. W oczach Grubaska pojawiły się białka. Był już po drugiej stronie.