PropertyValue
rdfs:label
  • Bloody Flower
rdfs:comment
  • Bloody Flower Chciałabym opowiedzieć wam moją historię. Od czego tu zacząć? Może od razu przejdę do konkretu, albo zacznę traumatyczną historię o trudnym dzieciństwie? Nie, tego na pewno nie chcielibyście słuchać. Mogę się założyć, że gdybym miała zacząć od samego początku, bylibyście na tyle znudzeni, że moja historia wydawałaby się wam nie do zniesienia. To może przejdę do momentu kiedy zaczęłam się zmieniać. Zmieniać w potwora, psychopatkę, żądną ludzkiego cierpienia, sadystyczną, bezduszną socjopatkę... * * * * * Dobrze już, dobrze – pielęgniarka przywiązała mnie mocniej do łóżka. * * * * *
dcterms:subject
abstract
  • Bloody Flower Chciałabym opowiedzieć wam moją historię. Od czego tu zacząć? Może od razu przejdę do konkretu, albo zacznę traumatyczną historię o trudnym dzieciństwie? Nie, tego na pewno nie chcielibyście słuchać. Mogę się założyć, że gdybym miała zacząć od samego początku, bylibyście na tyle znudzeni, że moja historia wydawałaby się wam nie do zniesienia. To może przejdę do momentu kiedy zaczęłam się zmieniać. Zmieniać w potwora, psychopatkę, żądną ludzkiego cierpienia, sadystyczną, bezduszną socjopatkę... To był ponury dzień. Deszcz padał chyba już od wielu godzin, bo gdy wyjrzałam przez okno, po ulicy płynęły już strumienie wody, sprawiając wrażenie powodzi. Znowu zostałam sama w domu. Przywykłam już do tego. Kogo obchodzi moje istnienie? Od dzieciństwa uwielbiałam horrory. Zwłaszcza te brutalne, tryskające psychopatią i szaleństwem. Chociaż z dzisiejszego punktu widzenia było to chore, podniecali mnie ci wszyscy psychopaci. Elektryzowała mnie myśl, co by to było znaleźć się z nimi sam na sam. W ciemnym pokoju, pełnym rozkładających się zwłok z obdrapanymi ścianami. Obdrapanymi od paznokci ofiar. Napawanie się tymi myślami doprowadzało mnie do szaleństwa. Wiedziałam, że to było chore, ale moje myśli krążyły wokół jednego. Miłość do niezrównoważonych psychicznie psycholi stała się moją obsesją. Byłam nawet gotowa zostać psychopatką dla nich, pomimo że wiedziałam, że oni nie istnieją. A jednak moje szaleństwo nie minęło. Widok szalonych i niebezpiecznych kryminalistów czy psychopatów doprowadzał mnie do stanu nirvany. Zaczęłam się ciąć. Widok krwi był mi taki bliski. Byłam już wtedy w stanie podobnym do szaleństwa. Kto normalny z prawdziwym uwielbieniem wbija sobie nóż i rozcina delikatne, miękkie kawałki skóry? Napawałam się widokiem czerwonych strumieni, tryskających z moich ran. Okaleczałam się regularnie. Oczywiście nikt nic nie zauważył, co dawało mi większą satysfakcję, że pomimo iż wyglądam już jak poranione monstrum, nikt niczego nie dostrzega. Ale w końcu ktoś zauważył. Trafiłam do ośrodka dla wariatów. Wśród innych niezrównoważonych psychicznie ludzi czułam się jak wśród bliskich. Moje życie toczyło się od tamtej pory w trybie przywiązania do łóżka. Nie mogłam tego zdzierżyć. Śmiałam się histerycznie, ale i złowieszczo, chcąc zwrócić na siebie uwagę pielęgniarek. Pewnego razu mój śmiech przywołał wściekłą pielęgniarkę. * Ucisz się! Twój szyderczy śmiech przewierca mi się przez uszy! - twarz pielęgniarki wykrzywiła się złością * Dawaj! Zadaj mi ból! Pokaż jak mnie nienawidzisz! Jak mną gardzisz, ty wiedźmo! Uderz mnie! Albo rozwiąż mnie to sama się zabiję! Chcę umrzeć! Chcę! - śmiałam się jak w jakimś amoku. * Kiedyś naprawdę to zrobię! Ale teraz uspokój się. Jeśli się uspokoisz, szybciej stąd wyjdziesz – złagodniała, przywykła do takich sytuacji. * Chcę cierpieć! Chcę krwawić! Chcę czuć przeszywający ból! - śmiałam się jej w twarz. * Dobrze już, dobrze – pielęgniarka przywiązała mnie mocniej do łóżka. Byłam chora psychicznie. Każda minuta mojego życia, każda chwila była dla mnie pusta. Chciałam tylko cierpieć. A jeśli nie mogłam cierpieć, chciałam zadawać cierpienie innym. Pewnej nocy w ośrodku, rozgryzłam pasy zabezpieczające. Połamałam zęby, krew lała mi się ze szczęki, ale czy to było istotne? Rzucałam się na plastikową szybę, śmiejąc się gorzej niż Joker. Inni pacjenci wtórowali mi równie przerażającym śmiechem. W końcu mój chichot zbudził strażnika, który przybiegł, żeby mnie uspokoić. * Spokojnie. Tylko spokojnie – próbował mnie uspokoić. * Hahahahahahahahahahahaha! - wstrząsnął mną niekontrolowany śmiech. * Zaraz będzie po wszystkim... - podszedł do mnie z pasami bezpieczeństwa. To był jego błąd. Rzuciłam się na niego. Przewrócił się i oszołomiony zaczął wzywać pomocy. Wtedy z całej siły odgryzłam mu usta. Były takie miękkie i soczyste. Strażnik nie mógł już krzyczeć, ale próbował się doczołgać do wyjścia. Próżne nadzieje. Nagle zorientowałam się, że strażnik ma przy sobie scyzoryk. Wyjęłam go i zaczęłam oblizywać ostrze. * Chcesz tatuaż kochany? - zapytałam w dalszym ciągu liżąc końcówkę scyzoryka. * Mmmmmmmmmm! - wydał z siebie jakiś dźwięk. * To pewnie znaczy tak! - rozerwałam mu koszulę i wbiłam scyzoryk pod skórę. * Mmmmmmmmmmmmmmm! - znowu ten dźwięk. * Jaki by ci tu tatuaż zrobić – myślałam głośno. * Mmmmmmmm! - i znowu. * Może kwiatuszka? Kwiatuszka dla kwiatuszka? - roześmiałam się głośno. Nie mógł nic powiedzieć, chociaż wił się niemiłosiernie. Ja w tym czasie kreśliłam w jego ciele kształt kwiatu. Krew tryskała na moją szpitalną piżamę. Napawałam się widokiem jego katuszy. Ale pomimo tych tortur strażnik dalej żył. * Twardy z ciebie orzech do zgryzienia – pastwiłam się nad nim. A może to wszystko przez twoje piękne oczęta? Bez namysłu włożyłam ostrze scyzoryka pod jego gałkę oczną i wyciągnęłam ją jakby to było żółtko z jajka. Strażnik umęczony moimi zabawami w końcu umarł. Na koniec pocałowałam go w czoło, zabrałam scyzoryk i uciekłam z sali. Postanowiłam, że od tej pory będę moim ofiarom zostawiać uroczy tatuaż na pamiątkę. Krwawy kwiat wykreślony na ich klatce piersiowej. Majestatyczny czerwony, krwawy kontur, bardzo dokładnie zrobiony. Żwawym krokiem szłam w stronę parku. Z dziwnych powodów nie było o tej porze nikogo, gdy nagle dostrzegłam młodą parę siedzącą na ławce w świetle księżyca. Przytulali się do siebie. Mężczyzna był przystojny. Pragnęłam go mieć za chłopaka. Ale przeszkodą była jego dziewczyna. Zakradłam się od tyłu żeby ją dźgnąć parę razy, ale mnie zauważyła. * Jezus Maria! - Bob to pewnie jedna z tych co uciekli z ośrodka psychiatrycznego! Mój Boże! Dzwoń po policję i uciekajmy stąd! - wydarła się blondyna. * Niestety, ale nie przewidziano takich atrakcji! - rzuciłam się na nią, przewracając ją na ziemię. A jej kochaś zemdlał. Tym lepiej dla mnie. * Zostaw mnie! - szamotała się. Pomocy! Ratunku! * Och ucisz się! - krzyknęłam i złapałam ją za język. Siedząc na niej okrakiem, unieruchomiłam ją ostatecznie. * Lfatnunku! - darła się. * Sprawiasz mi coraz więcej problemów! - wkurzyłam się i odcięłam jej język. Dziewczyna nie mogła już krzyczeć. Rozdarłam jej bluzkę. * Jak mam rysować na tych dwóch poduchach! - krzyknęłam. Blondyna złapała mnie za gardło i zaczęła dusić. Kocham ból więc i to nie zrobiło na mnie wrażenia. Wsunęłam scyzoryk pod jej lewą pierś i odcięłam ją. Zwała tłuszczu i krwi wypłynęła natychmiast. Blondi chyba nie wytrzymała bólu bo się nie ruszała. Ja tymczasem odcięłam drugą pierś i wykreśliłam piękny bloody flower na jej płaskiej już klatce. Teraz już nie było żadnych przeszkód żebyśmy ja i Bob byli razem. Kiedy się obudził, zamiast cieszyć się naszym sam na sam zaczął histeryzować, że jego narzeczona nie żyje. Wkurzył mnie więc go dźgnęłam parę razy aż skonał z bólu i upadł na ziemię. Jemu też wykreśliłam piękny kwiat na klatce. I żeby się długo nie męczył, wyrwałam mu serce żeby szybko umarł. To taki bonus ode mnie. Wykonałam zadanie więc mogłam w spokoju wrócić do domu. Matka nie była zachwycona moją wizytą. Zaczęła się drzeć ze strachu i próbowała dobiec do telefonu, ale ją zatrzymałam. Szybka dekapitacja i głowę wraz ze zwłokami wrzuciłam do śmietnika. Matka była moją jedyną ofiarą której nie zostawiłam uroczej pamiątki. Nie zasługiwała na to. Potem spokojnie poszłam do swojej dawnej sypialni i zapadłam w głęboki i zasłużony sen. Wstałam jeszcze przed świtem. Umyłam się. I stwierdziłam, że nawet największa psychopatka musi jakoś wyglądać. Upudrowałam twarz na biało i podkreśliłam oczy czarnym eyelinerem. Dodatkowo pod oczami musnęłam scyzorykiem cztery szramy. Po dwie pod każdym okiem. Usta pomalowałam bordową szminką, włosy upięłam w wysoką kitkę. Jako strój założyłam czarną bluzkę z okrągłym dekoltem i nacięłam go dwa razy. Do tego postrzępiona koronkowa, rozkloszowana spódnica, czarne rajstopy i czarne buty za kostkę. Stwierdziłam, że mój scyzoryk wygląda już trochę staroświecko więc wyjęłam z szuflady w kuchni największy nóż. Moja twarz odbijała się w jego ostrzu niczym lustrze. Rączkę noża obwiązałam czarną wstążką robiąc na końcu staranną kokardkę. Przejrzałam się w lustrze. Byłam gotowa. Gotowa, żeby ruszyć na polowanie. Polowanie na ludzkie życie. Koniec części 1 Kategoria:Opowiadania