PropertyValue
rdfs:label
  • Droga do szczęścia
rdfs:comment
  • Główny bohater jest bardzo wysokim, szczupłym mężczyzną, bez ani jednego włosa na głowie, czy gdziekolwiek indziej. Chyba. Tylko tyle o nim wiemy. Obudziłem się wyjątkowo wcześnie, ale postanowiłem, że wstanę z łóżka, zjem śniadanie i pójdę pobiegać. Zsunąłem z siebie kołdrę, a pod sobą ujrzałem... plamę. Tak. Najzwyklejszą w świecie plamę. No, prawie najzwyklejszą, bo cuchnęło od niej oborą, albo zwierzętami w zoo, oba określenia są trafne. Do tego, ja nigdy się nie moczę przez sen. - Dziwne - pomyślałem. Ale wstałem, posprzątałem i jakby nigdy nic przebrałem się i poszedłem biegać. Zignorowałem to.
dcterms:subject
abstract
  • Główny bohater jest bardzo wysokim, szczupłym mężczyzną, bez ani jednego włosa na głowie, czy gdziekolwiek indziej. Chyba. Tylko tyle o nim wiemy. Obudziłem się wyjątkowo wcześnie, ale postanowiłem, że wstanę z łóżka, zjem śniadanie i pójdę pobiegać. Zsunąłem z siebie kołdrę, a pod sobą ujrzałem... plamę. Tak. Najzwyklejszą w świecie plamę. No, prawie najzwyklejszą, bo cuchnęło od niej oborą, albo zwierzętami w zoo, oba określenia są trafne. Do tego, ja nigdy się nie moczę przez sen. - Dziwne - pomyślałem. Ale wstałem, posprzątałem i jakby nigdy nic zrobiłem to, co miałem zrobić, czyli zjadłem śniadanie, przebrałem się i poszedłem biegać. Przed tym spojrzałem na zegarek. Była 5:01, a było wyjątkowo jasno, jak na tę godzinę. Zignorowałem to. Gdy wróciłem do domu, zegar wskazywał tę samą porę co wcześniej. - No cóż - przebiegło mi przez myśl. - Pewnie baterie mi się wyczerpały. Wziąłem prysznic i położyłem się, by się zdrzemnąć. Tym razem na kanapie - łóżko nadal było mokre. Następnego dnia (jezu, wyspałem się jak nigdy) budząc się poczułem ten sam odór, co dzień wcześniej. Odkryłem się. Była tam plama dokładnie taka sama, jak wczoraj. - No kurde, przecież ja nie szcze pod siebie - powiedziałem zdenerwowany sytuacją. To było co najmniej podejrzane. Postanowiłem że jeśli to zdarzy się jeszcze raz - zamontuję kamery. Poszedłem do kuchni do kuchni coś przekąsić. Ku mojemu zdziwieniu, ktoś ugryzł moją kiełbasę. Podwawelską, kur*wa MOJĄ je*aną podwawelską, z którą miałem zrobić jajecznicę, taką dobrą, że aż mi pitok odleci. To już była przesada. Ubrałem czyste spodnie, kurtkę i buty, po czym podreptałem do najbliższego sklepu, w którym można było kupić kamery. Zrobiłem to, wróciłem do domu, następnie zabrałem się za montowanie ich w trzech pomieszczeniach - kuchni, małym pokoju i salonie. Co mi tam, hajs i tak nie był mój. A zegar? Nadal wskazywał 5:01 Być może dlatego, że byłem głupkiem. i zapomniałem o tym, ze w tym samym sklepie, którym zakupiłem sprzęt, mogłem kupić także baterie. Pech. Pech, albo mój idiotyzm. Zjadłem jogurt, następnie jak co dzień, wyszedłem z domu. I znowu, jak kompletny głupek nie kupiłem baterii. Przypomniało mi się też, że nie posprzątałem w domu. Gdy wracałem, było już ciemno. Otworzyłem drzwi i od razu sprawdziłem czy nikogo nie ma w środku, gdyż wcześniej ich nie zamknąłem. Jestem głupi, co poradzę. Zjadłem, włączyłem kamery i popełzłem do łóżka. Następnego ranka moim oczom znów ukazała się plama. Od razu po wyjściu z łóżka zabrałem się za sprawdzanie nagrań z kamer. Nigdy nie zapomnę tego, co tam zobaczyłem. Moja matka wypełzła z lodówki z kawałkiem podwawelskiej i śliną kapiącą jej z paszczy. Później sprawdziłem następną kamerę. Było na niej widać jak mama wchodzi do mojego pokoju, po czym beszczelnie kuca nade mną i leje mi na łóżko, patrząc mi prosto w oczy, które i tak miałem zamknięte. Co jeszcze dziwniejsze, nie żyła od około 6 lat. Po prostu pewnego dnia zniknęła i od wtedy nikt jej nie widział. Poszedłem do kuchni, zajrzałem do lodówki. Był tam tylko kawałek kiełbasy i mleko, to wszystko. Czyżby mama nie chciała mieć biegunki? A to jędza. Chciała, żebym właśnie ja ją miał. Ale nie zkretyniałem jeszcze do końca. Poszedłem do sklepu na zakupy. Przy okazji, kupiłem baterie i 2 tygodniowy zapas podwawelskiej. Gdy wracałem, ujrzałem mój dom. Stał w ogniu. Czym prędzej zadzwoniłem na straż pożarną, ale nikt nie odbierał. Wtedy z budynku wypełzła moja matka i rzuciła się na mnie krzycząc, że nie płacę jej alimentów. Nie robiłem nigdy tego z moją matką. Próbowałem ją od siebie odepchnąć, ale wgryzła mi się w rękę i nie chciała puścić. Cieszyłem się, że zawsze noszę przy sobie śrubokręt. Wyciągnąłem go z kieszeni i wbiłem prosto w czoło potwora. Zginęła na miejscu. Uciekłem do lasu, w którym nadal mieszkam. Zawsze jest w nim ciemno, więc moja skóra wyblakła. Staram się z niego nie wychodzić, ale czasem zdarzy mi się pójść na jego obrzeża, ludzie się mnie boją. Może dlatego, że tak zbrzydłem, że muszę nosić maskę na głowie. Pewnego razu gdy wyszedłem za las, ukradłem komuś garnitur. Teraz nazywają mnie Slendermanem. Kategoria:Opowiadania Kategoria:Legendy miejskie Kategoria:Geneza