PropertyValue
rdfs:label
  • Obscurum
rdfs:comment
  • Droga Caitly, Pisząc do Ciebie ten list jestem na skraju wytrzymałości. Otaczająca mnie ciemność próbuje walczyć z płomieniem przygaszającej świecy, przy której siedzę. Głosy. Szepty. Krzyki. Prośby. Błagania. Rozkazy. Aż w końcu cisza. Chwila wytchnienia. Moment, w którym mogę podzielić się ostatnimi chwilami mojego życia. Mam możliwość opowiedzenia o tym co mi się stało i ostrzeżenia innych. Siedzę tu od kilku dni. Zatraciłem się w samotności tracąc rachubę czasu. Dawno nie miałem nic w ustach. Tylko woda przeciskająca się przez szczeliny z góry. Nie jestem w stanie usłyszeć nic z zewnątrz. Mogę tylko przypuszczać, że codziennie pada lub że gdzieś w pobliżu wylewa rzeka, bądź jezioro. Nieustanne szmery i polecenia dobiegające z ciemności. Czy już oszalałem? Czy może wyobraźnia płata mi f
dcterms:subject
abstract
  • Droga Caitly, Pisząc do Ciebie ten list jestem na skraju wytrzymałości. Otaczająca mnie ciemność próbuje walczyć z płomieniem przygaszającej świecy, przy której siedzę. Głosy. Szepty. Krzyki. Prośby. Błagania. Rozkazy. Aż w końcu cisza. Chwila wytchnienia. Moment, w którym mogę podzielić się ostatnimi chwilami mojego życia. Mam możliwość opowiedzenia o tym co mi się stało i ostrzeżenia innych. Siedzę tu od kilku dni. Zatraciłem się w samotności tracąc rachubę czasu. Dawno nie miałem nic w ustach. Tylko woda przeciskająca się przez szczeliny z góry. Nie jestem w stanie usłyszeć nic z zewnątrz. Mogę tylko przypuszczać, że codziennie pada lub że gdzieś w pobliżu wylewa rzeka, bądź jezioro. Nieustanne szmery i polecenia dobiegające z ciemności. Czy już oszalałem? Czy może wyobraźnia płata mi figle? Zacznijmy więc od początku... Jak dobrze wiesz droga Caitly jakiś czas temu wyjechałem w skromną podróż. Miałem już dość codziennych trosk, więc postanowiłem urządzić sobie swego rodzaju urlop. Mały domek w lesie, jezioro i błoga cisza. Czego chcieć więcej? Od razu po przyjeździe rozpakowałem swoje graty i udałem się na zapoznawczy spacer. Do miasta miałem niecałe dwa kilometry. Pomyślałem więc, że spacer będzie doskonałym pomysłem. Promienie słońca, śpiew ptaków, świeże powietrze. Wszystko było inne od tego, do czego przywykłem w mieście. Szedłem wzdłuż leśnej ścieżki, powoli zbliżając się do aglomeracji. Podziwiałem niesamowite widoki na horyzoncie, na którym malował się zachód słońca. Wstąpiłem do baru całodobowego i postanowiłem się przedstawić. Miałem bowiem zamiar zostać tam dłuższy czas. Entuzjazm mieszkańców nie bym w żadnym stopniu porównywalny z moim. Wszyscy siedzieli zasmuceni, nawet nie zauważając, że do baru ktoś wszedł. Czyżby monotonia szarego miasta dotarła także tutaj? Przywitałem się z kelnerką, która jako jedyna powitała mnie gorącym uśmiechem. Wyróżniała się od innych, jakby otoczona pogodną aurą odporną na troski tego świata. Usiadłem do stolika i zamówiłem krwisty stek. Po piętnastu minutach dostałem moje zamówienie, które zjadłem. Następnie opuściłem bar. Był już późny wieczór. Słońce dawno zaszło za wysokimi koronami drzew. Została jeszcze tylko droga powrotna do domku. Ruszyłem powolnym krokiem, chcąc cieszyć się nocną ciszą. Cały las będący w dzień huczną orkiestrą zamienił się w cichy przytułek. Idąc dalej przed siebie usłyszałem łamanie gałęzi. Po sporej ilości horrorów, które najczęściej razem oglądaliśmy natychmiast się przestraszyłem. Zacząłem szybciej iść. Hałas cały czas się przemieszczał. Nie pozostało mi nic innego jak bieg. Nie zauważyłem jednak gałęzi, o którą się potknąłem. Na mojej drodze stało źródło moich obaw. Nie uwierzysz. Przestraszyłem się zwykłej sarny. Małej bezbronnej zwierzyny, która napędziła mi nie lada strachu. Wstałem i ruszyłem dalej w trochę mniejszym tempie ze względu na kostkę. Prawdopodobnie ją skręciłem. Kiedy wróciłem do domku natychmiast się położyłem. Noc minęła spokojnie. Mimo pobytu w nowym miejscu, szybko się zadomowiłem. Następnego ranka obudziłem się w miejscu innym niż poprzedniej nocy zasnąłem. Było całkowicie zaniedbane. Tapety zdarte ze ścian, połamane deski, pleśń, przeciekający sufit i brak okien. Istna klatka. Było wtedy bardzo zimno, a ja nie mogłem się ruszyć, gdyż tkwiłem przywiązany do metalowego łóżka. Próby szarpaniny i ucieczki na nic się nie zdały. Ból w kostce narastał. Po chwili męczarni usłyszałem otwieranie drzwi. Zacząłem prosić o pomoc. Moim oczom ukazał się mężczyzna. Szara brodą byłą jedynym, co wychodziło spod kaptura. Prawdopodobnie był starszy ode mnie. Przysunął on krzesło, na którym usiadł. Najpewniej przypatrywał mi się chwilę po czym zza pleców wyciągnął skrzynkę na narzędzia. Już wtedy wiedziałem, że nie mam co liczyć na pomoc. Czy wiesz jakie to uczucie, kiedy domyślasz się, że zaraz umrzesz? Caitly, zdajesz sobie sprawę, o tym co czułem? Myślałem, że odejdę z tego świata zapomniany... To był dopiero początek horroru. Z metalowej skrzynki mężczyzna wyciągnął metalowe obcęgi. Odwiązał jedną rękę od łóżka i chwycił ją gwałtownie. Zdjął kaptur i obdarował mnie odrażającym uśmiechem. Pamiętam tylko, że miał szklane, martwe oko- takie jak u Twoich lalek z dzieciństwa. Za pomocą obcęg odrywał paznokcie, jeden po drugim. Za każdym razem, kiedy jeden z nich opadał na ziemię śmiał się coraz bardziej. Krew sączyła się z moich palców. Straciłem tymczasowo czucie. Kiedy skończył z jedną ręką, schował obcęgi i wyciągnął opatrunek. Znał umiar. Wiedział kiedy przestać, żeby ofiara mogła cierpieć dłużej. Założył powtórnie kaptur i kazał mi się przespać. "Przed nami jeszcze dużo wrażeń. Musisz odpocząć". Wziął skrzynkę i wyszedł. Natychmiast zemdlałem. Caitly, jeśli nadal to czytasz, pod żadnym pozorem nie płacz, przecież wiesz, że Twój braciszek nie lubi kiedy jesteś smutna. Obudziła mnie woń palonego mięsa. Przez wpół otwarte drzwi wszedł On, trzymając talerz z pokarmem. "Pomyślałem, że zgłodniałeś, a nie lubię zaniedbywać gości". Odwiązał mi obie ręce i podał talerz. Zabrałem się za jedzenie. Przez cały czas przypatrywał mi się martwym okiem. Kiedy skończyłem, wyniósł talerz i kazał się rozluźnić. Wszedł do pokoju z czymś przypominającym pochodnie. Podobnie jak dnia poprzedniego, chwycił moją lewą dłoń i zaczął przypalać nad ogniem. Jego uścisk nie pozwalał na jakikolwiek ruch. Krzyczałem ze względu na ból. Nie jestem w stanie tego opisać Caitly. Teraz już jest lepiej- na sam koniec odciął mi dłoń. Cieszę się, że to zrobił. Ból który mi zadawał był o wiele gorszy. Kiedy słońce zaczęło powtórnie zachodzić ze swojej skrzynki wyciągnął dłuto i młotek. Przyłożył narzędzie do mojej kostki. Młot odbijał dłuto, powodując kolejne obrażenia stopy. Kość pękała zadając przy tym niemiłosierny ból. Krzyczałem ile tylko mogłem, błagałem, żeby przestał, prosiłem o litość. Nikt nie mógł udzielić mi pomocy. Kiedy upewnił się, że daleko nie zajdę z kieszeni wyciągnął strzykawkę. Lekkie ukłucie i po bólu. Zasnąłem natychmiastowo. Ciemność. Otacza mnie mrok. Jestem nad jeziorem. Stoję obok mojego domku. W środku pali się światło. Chcę wejść do środka, ale coś mi nie pozwala. Podchodzę do okna. Oglądam wnętrze domku. Przy stoliku widzę znajomego chłopaka. Przyglądam mu się. To ja. Widziałem siebie. Obudziłem się w ciemnej piwnicy. Wiem, że spałem kilka dni. Nigdzie nie widziałem okien. Obok mnie leżała kartka papieru, pióro i świeca wraz z jedną zapałką. Szybko odpaliłem knot. W ciemnej klatce ukazał się promień światełka. Zabrałem się za spisanie moich ostatnich wspomnień, będących jednocześnie biografią z kilku ostatnich dni. Na początku miałem nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Chciałem opowiedzieć Ci o wszystkich przygodach, które miały mnie tu spotkać. Płomień świecy zaczyna przygasać. Szepty z mroku znowu powróciły. Moja głowa zaczyna pękać. Krzyki i prośby. Błagania. Wszystko brzmi tak znajomo. Pod drzwiami słyszę kroki. To On. Dał mi szansę podzielenia się moimi cierpieniami. Obiecał, że nada list do Ciebie. Przepraszam Cię z dwóch powodów. Pierwszy, że nie posłuchałem Twoich rad i wyjechałem. Drugi natomiast- jeżeli to czytasz Siostrzyczko, On wie gdzie jesteś. Spakuj się jak najszybciej i wyjedź. Zawsze Twój kochający brat- Jack. Kategoria:Opowiadania Kategoria:Legendy miejskie