PropertyValue
rdfs:label
  • Redeye cat
rdfs:comment
  • Creepypasta na podstawie prawdziwych wydarzeń... Mieszkam na wsi, na małym gospodarstwie z kotem. Jest on młodym, rudym, skorym do zabaw kociakiem. Ma około roku, więc nie jest zbyt stary. Zawsze był chętny do zabawy. Jego ulubionymi formami zabaw były te, w których było najwięcej ruchu, takie jak gonienie sznurka, itp. Ale pewnego dnia się to zmieniło. Z czasem coraz częściej przychodził wielki kocur, który zaczął go bić. Szarpał się z nim, jakby chciał go wygonić z terytorium. Zacząłem bronić swojego kota, odganiając przeciwnika, ale nie zawsze byłem w pogotowiu... Niedługo potem zaczął się bać także mnie. Coraz bardziej... Niekiedy uciekał na kilka godzin, lub dzień żeby pojawić się z powrotem. Ale potem wracał... A wracał jakby odmieniony. Chętnie dawał się głaskać, i chciał się bawić,
dcterms:subject
abstract
  • Creepypasta na podstawie prawdziwych wydarzeń... Mieszkam na wsi, na małym gospodarstwie z kotem. Jest on młodym, rudym, skorym do zabaw kociakiem. Ma około roku, więc nie jest zbyt stary. Zawsze był chętny do zabawy. Jego ulubionymi formami zabaw były te, w których było najwięcej ruchu, takie jak gonienie sznurka, itp. Ale pewnego dnia się to zmieniło. Z czasem coraz częściej przychodził wielki kocur, który zaczął go bić. Szarpał się z nim, jakby chciał go wygonić z terytorium. Zacząłem bronić swojego kota, odganiając przeciwnika, ale nie zawsze byłem w pogotowiu... Niedługo potem zaczął się bać także mnie. Coraz bardziej... Niekiedy uciekał na kilka godzin, lub dzień żeby pojawić się z powrotem. Ale potem wracał... A wracał jakby odmieniony. Chętnie dawał się głaskać, i chciał się bawić, jakbym odzyskał swojego kociaka sprzed miesięcy. Później, jednak znowu znikał na pół dnia. Lecz pewnego dnia, zaobserwowałem go na podwórku. Bał się i uciekał. Nie byłem pewien czy to ten sam kot. Upewniłem się - ta sama, biała łatka pod brodą na szyi, i biały koniuszek ogona. Kiedy odwrócił się do mnie, poczułem lekki dreszcz. Patrzył na mnie dużymi oczami, które były... czerwone. Nie chodzi o te błyszczące ze wściekłości, intensywnie czerwone oczy jak z horrorów. Te były ciemne... nie lśniące. Jakby nie ten kot. Patrzył ze skupieniem, jak gdyby miał się zaraz rzucić do ucieczki, lub zaatakować. Zdziwiłem się... Poza tym, wyglądał jakby... Wyglądał jakby właśnie wrócił z bójki. Nie miał tej lśniącej sierści. Wyglądał jakby wrócił z długiej podróży, i to w stylu weterana, trochę podrapany. Ale wieczorem, wrócił. Znów ta pocieszna mordka, lśniące oczy... A ja nie wiedziałem co się tu do cholery dzieje. Wyglądał jakby to były dwa, zupełnie inne koty. Jednak miały to samo ubarwienie, ten sam wygląd... W dodatku ten tajemniczy kot pojawiał się zaraz po tym, gdy mój gdzieś wychodził, a gdy ,,ten prawdziwy" wrócił do domu, jego już nie było nigdzie. Było tak przez jakiś czas. Pewnego dnia wyszedłem na spacer. Był słoneczny dzień, postanowiłem go wykorzystać. Wtem poczułem zapach rozkładającego się mięsa, i zgnilizny. Zobaczyłem tam zbiór ptaków. Wyglądały na dość brutalnie zabite, jakby ktoś zrobił to ze złością, chęcią mordu. Poważnie zacząłem się bać. Normalnie powinny być zaduszone, a one były całe w zadrapaniach, niektóre były tak poharatane, że odlatywały im części ciała. Zatkałem nos. Zapach był nie do zniesienia. Wokół było pełno much. Wycofałem się. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Poszedłem do domu. Zrobiłem różne porządki ogrodowe, podlałem kwiaty, itp. Wtedy zobaczyłem mojego kota z radością do mnie biegnącego. Wyglądał tak jak zawsze, gdy do mnie wracał. Tym razem miał w pysku mysz... Miałem mieszane uczucia. To dobrze, że udało mu się coś upolować, ale... Gdy zostawił go przede mną, zauważyłem, że była tak samo brutalnie zabity, jak poprzednie ptaki. Trochę mnie to zdziwiło, i wystraszyło. Nigdy tak nie polował. Wyglądała, jakby był nie dość, że zabita bardzo gwałtownie, i rozdrapana pazurami, to jeszcze jakby torturowana, i pośmiertnie poharatana. Wiem, że koty lubią bawić się tak ofiarami. Ale nigdy nie znalazłem tak strasznie poturbowanej myszy. Zresztą, mój pupil nigdy tak nie robił. Zawsze szybko dusił ofiary, w obawie, aby mu nie uciekły. Był świetnym łowcą. Ale teraz wykorzystał swe umiejętności w najbardziej morderczy sposób. Wiedziałem już że to ten sam kot. Tylko co się z nim dzieje?! I dlaczego tak robi? To pytanie trochę spędzało mi sen z powiek. Ale pomyślałem, że może mu się bardzo wyrywały, i dlatego aż tak je rozpruł, kiedy mu się szarpały. Ale dlaczego ustawia je na czymś w rodzaju stosu? Może była to jego spiżarnia? On nigdy tak nie robił. Zawsze jadł świeże ofiary. A i jedzenia mu nie brakowało, i pilnowałem, by obce koty go nie wykradły, więc nie potrzebuje magazynować jedzenia. Zaniepokoiłem się, gdy znajdowałem tam coraz większe ofiary. Wiewiórki, kuropatwy. W końcu znalazłem nadjedzoną kurę sąsiada. Miała odciętą głowę, podrapane ciało. Była niemal oskubana z piór. Jej brzuch, był cały rozpruty. -Co tu się do cholery dzieje?! - Pomyślałem wystraszony. O co w tym chodziło? Czy w tym jest jakaś metoda? Sens? Czy to kot? Może lis? Kot był bardzo spokojny... Nazbyt spokojny. Nie podrapał mnie, ani nie ugryzł. Nawet na mnie nie warknął, tylko ciągle mruczał. -Nie może mieć więc wścieklizny. Odpada. - Pomyślałem. Już nie wiedziałem co o tym myśleć. Myślałem, że to nie mógł być mój kot. Może kuna, albo jakiś inny drapieżnik. Nazajutrz znalazłem w ogródku psa. Leżał martwy. Otworzyłem szeroko oczy. Był tak samo brutalnie zabity jak pozostałe ofiary. Jak patrzyłem na te rany, na sam ich widok odczuwałem jakby ból. Miał podcięte gardło, z którego wyciekło mnóstwo krwi. W dodatku miał jeszcze odcięty ogon, i trochę przysypany ziemią. Wtedy wszedł mój kot. Nie miał czerwonych oczu. Popatrzył na mnie, oraz na swoje dzieło. Wyglądał, jakby był z niego bardzo zadowolony, i mógłbym przysiąc ze się uśmiecha. Spanikowałem. -Co się dzieje?! W odpowiedzi mój kot wymownym gestem zaczął czyścić sobie pazury. - DLACZEGO to zrobiłeś?! Cholera... myśl... co robić? Musiałem go zasypać. Gdyby sąsiad się o tym dowiedział, pewnie zadzwoniłby na policję lub do obrońców zwierząt, a ja dostałbym miano psychola który zabija zwierzęta dla przyjemności. Po wszystkim nie mogłem się otrząsnąć. Zapadł zmrok, ale nie zasnąłem dzisiaj. Bałem się. Jak on mógł dać sobie radę z tak dużym psem? Postanowiłem się przewietrzyć. Postanowiłem wyjść. -Może po tym lepiej zasnę? Zacząłem myśleć, czy nie zadzwonić po kogoś z tych programów dla niesfornych zwierząt? Czemu mój kot ma takie krwawe hobby? Nie zdążyłem sobie w myślach odpowiedzieć, gdy ujrzałem widok, który momentalnie zmroził krew w żyłach. Poczułem jak blednie mi twarz... W krzakach leżał człowiek. Martwy. Miał podcięte gardło, oraz żyły. Wokół niego była kałuża krwi. Ręce mi drżały... Wtedy ujrzałem mojego kota, który się zbliżał. Miał czerwone oczy, ale już nie patrzył ze zdziwieniem. Miał jakby... uśmiech na swoim pyszczku. Myślałem że ten zaraz rzuci się na mnie, i skończę podobnie. Ale on się o mnie ocierał... Uśmiechnął się do mnie ponownie, i zaczął czyścić pazury. Czułem jak ogarnia mnie przerażenie. -Czyż nie jesteś ze mnie dumny? -Usłyszałem w swoich myślach. -A teraz pomóż mi zakopać ciało... Kategoria:Opowiadania Kategoria:Legendy miejskie