PropertyValue
rdf:type
rdfs:label
  • Pieśń jak trucizna III
rdfs:comment
  • W roku 685 Pierwszej Ery, kiedy po raz pierwszy zobaczył Twierdzę Smutku, miasto wież, siedzibę bogini, Tay miał osiemnaście lat. Jego kuzyn Kalkorith, który zdołał już osiągnąć pozycję starszego nowicjusza w Świątyni, oddał mu do użytku pokoje na parterze domu, który nabył. Były małe i nie umeblowane, ale za oknami rósł goryczak, napełniając je wspaniałym korzennym zapachem przy każdym podmuchu wiatru. "Jesteś bardzo związany z kuzynką", zaśmiała się Acra, kiedy Tay pokazał jej ten list. "Czy to aby nie są pozostałości po jakimś romansie?" "Więc to twoja bardzo bliska kuzynka?"
dcterms:subject
dbkwik:pl.elder-scrolls/property/wikiPageUsesTemplate
dbkwik:pl.elderscrolls/property/wikiPageUsesTemplate
abstract
  • W roku 685 Pierwszej Ery, kiedy po raz pierwszy zobaczył Twierdzę Smutku, miasto wież, siedzibę bogini, Tay miał osiemnaście lat. Jego kuzyn Kalkorith, który zdołał już osiągnąć pozycję starszego nowicjusza w Świątyni, oddał mu do użytku pokoje na parterze domu, który nabył. Były małe i nie umeblowane, ale za oknami rósł goryczak, napełniając je wspaniałym korzennym zapachem przy każdym podmuchu wiatru. Dźwięki Pieśni przestały go trapić. Czasem były tak ciche i melodyjne, że w ogóle ich nie zauważał. Od czasu do czasu, kiedy mijał kogoś na ulicy, zmierzając do Świątyni na zajęcia, Pieśń nabierała większej intensywności - a potem znów zamierała. Tay nigdy nie próbował ustalić, co odróżniało tych ludzi od setek innych. Pamiętał, że ostatnim razem, kiedy dał ponieść się Pieśni, zamordował swojego młodszego kuzyna Vastera. Wspomnienie tego nie męczyło go zbytnio, ale nie chciał już nikomu robić krzywdy, skoro nie było takiej potrzeby. Kurierzy regularnie dostarczali mu listy od Baynarah, która wciąż jeszcze mieszkała w Domu Sandil na wyspie Gorne. Mogła uczyć się w Świątyni - z pewnością była na to dość inteligentna. Postanowiła jednak inaczej. Za rok, najpóźniej dwa, będzie musiała opuścić wyspę i podjąć obowiązki w Rodzie Indoril, na razie jednak nie śpieszyła się ku temu. Tay z radością czytał proste, plotkarskie nowiny od kuzynki, i odpisywał chętnie, donosząc o studiach i romansach. W trzecim miesiącu pobytu w Twierdzy Smutku poznał dziewczynę. Ona również pobierała nauki w Świątyni; na imię miała Acra. Tay w liście do Baynarah napisał, że miała mądrość Sotha Sila, spryt Viveka i urodę Almalexii. Baynarah odpisała wesoło, że gdyby była wiedziała, że studentom w Świątyni pozwala się na wypisywanie takich herezji, sama mogłaby zostać nowicjuszką. "Jesteś bardzo związany z kuzynką", zaśmiała się Acra, kiedy Tay pokazał jej ten list. "Czy to aby nie są pozostałości po jakimś romansie?" "Baynarah jest cudna, ale nigdy nie myślałem o niej w ten sposób", żachnął się Tay. "Kazirodztwo nie budzi mojego szczególnego zainteresowania." "Więc to twoja bardzo bliska kuzynka?" Tay zastanowił się przez moment. "Nie wiem. Szczerze mówiąc, nie mówiono nam wiele ani o jej rodzicach, ani o moich, wiec nie wiem, jak dokładnie jesteśmy spokrewnieni. Wiem, że wszyscy byli ofiarami Wojny pod Czerwoną Górą, i dlatego dorośli robili się smutni, kiedy się o to pytało. Wiec po jakimś czasie przestaliśmy pytać. Ale ty też pochodzisz z Rodu Indoril. Może jesteś nawet bliższą moją kuzynką, niż Baynarah." "Być może", Acra z uśmiechem na ustach wstała z fotela. Rozpuściła włosy, które nosiła ułożone we fryzurę dozwoloną tylko dobrze urodzonym kapłankom. Tay patrzył, oczarowany. Acra odpięła małą broszę, która przytrzymywała jej szatę. Miękki jedwab ześlizgnął się powoli na ziemię, ukazując mu po raz pierwszy jej ciemne, szczupłe ciało. "Jeśli tak, to czy kazirodztwo nadal nie budzi twojego szczególnego zainteresowania?" Kiedy kochali się, Pieśń zaczęła powoli, rytmicznie narastać w głowie Taya. Obraz Acry przed nim zaciemnił się, zastąpiła go wizja ze starych koszmarów. Kiedy opadł na łoże, wycieńczony, pokój zdawał się być pełny czerwonych chmur ze snu. Krzyki kobiety i dziecka odbijały się echem w jego głowie. Otworzył oczy. Zobaczył uśmiechającą się do niego Acrę. Pocałował ją, szczęśliwy, że ma ją w ramionach. Przez następne dwa tygodnie Tay i Acra byli nierozłączni. Nawet, kiedy uczyli się w różnych skrzydłach Świątyni, Tay myślał o niej, i czuł, że ona myśli o nim. Po zajęciach biegli do siebie, sycąc się sobą w jego pokojach w nocy, a w dzień w odosobnionym zakątku ogrodu Świątyni. Pewnego popołudnia, kiedy Tay zmierzał właśnie na spotkanie z Acrą, poczuł, jak Pieśń wybucha potężnym tonem. Mijał właśnie starą, pomarszczoną kobietę. Zamknął oczy i starał się opanować Pieśń, ale kiedy spojrzał ponownie na kobietę - kupowała korkowy zwój od ulicznego sprzedawcy - spostrzegł, kim była: Edebah, jego niania z Gorne. Ta, która porzuciła go bez słowa pożegnania, by wrócić do rodziny na kontynencie. Nie zauważyła go. Kiedy ruszyła ulicą, Tay zawrócił i ruszył za nią. Przeszli cienistymi zaułkami do najbiedniejszej dzielnicy miasta, tak obcej mu, jak najdzikszy region Akaviru. Kobieta wyjęła klucz i otwarła małe drewniane drzwi, na których nie było tabliczki. Wreszcie zawołał ją. Nie odpowiedziała, ale kiedy ruszył za nią, zobaczył, że drzwi zostawiła otwarte na oścież. Pokój był ciemny i wilgotny jak jaskinia. Patrzyła na niego. Jej twarz była pomarszczona bardziej, niż pamiętał, poprzecinana liniami troski. Zamknął za sobą drzwi. Kobieta ujęła jego dłoń i pocałowała ją. "Jesteś taki wysoki i silny", powiedziała, wybuchając płaczem. "Powinnam była zabić się, a nie dać im zabrać mi ciebie." "Jak się miewa twoja rodzina?" spytał chłodno Tay. "Ty jesteś moją jedyną rodziną", szepnęła. "Te wieprze Indoril zmusili mnie, żebym odeszła, grożąc mi nożem, kiedy odkryli, że służę nie im, a tobie i twojej rodzinie. Ta mała wiedźma Baynarah zobaczyła mnie przy modlitwie żałobnej." "Mówisz jak szaleniec", parsknął Tay. "Jak mogłaś kochać mnie i moją rodzinę, ale nienawidzić Rodu Indoril? Przecież ja jestem z Rodu Indoril." "Jesteś wystarczająco dorosły, żeby poznać prawdę", powiedziała Edebah z ogniem w glosie. Tay żartował tylko, mówiąc o jej szaleństwie, ale teraz zobaczył coś podobnego w jej starych oczach. "Nie urodziłeś się w Rodzie Indoril; zostałeś tam przyniesiony po Wojnie. Oni i inne Rody wzięli wszystkie sieroty. Wydawało im się, że to jedyny sposób, by wymazać przeszłość i wszelkie ślady wrogów: wychować dzieci wrogów jak swoje własne." Tay zwrócił się w stronę drzwi. "Rozumiem, czemu zabrali cię z Gorne. Masz halucynacje." "Zaczekaj!" krzyknęła Edebah i podbiegła do zawilgotniałej komody. Wyjęła z niej kryształową kulę, w centrum której wirowały kolory, widoczne nawet w mroku pokoju. "Pamiętasz? Zabiłeś małego Vastera, bo nie chciał ci jej oddać, a ja zabrałam ją z twojego pokoju, bo nie byłeś gotowy, by przyjąć swoje dziedzictwo i związaną z nim odpowiedzialność. Nie zastanawiałeś się, czemu tak kula tak cię pociągała?" Tay wciągnął powietrze i wbrew samemu sobie powiedział: "Czasami słyszę Pieśń." "To Pieśń twoich przodków, twojej prawdziwej rodziny", odparła, przytakując ruchem głowy. "Nie walcz z nią - to pieśń przeznaczenia. Poprowadzi cię do tego, co musi się stać." "Zamknij się!' wrzasnął Tay. "To wszystko kłamstwa! Jesteś wariatką!" Edebah z całej siły cisnęła kulą o ziemię. Kryształ rozbił się z hukiem. Jego potłuczone fragmenty rozpłynęły się w powietrzu. Jedyne, co pozostało, to niewielki srebrny pierścień z płaskim ornamentem. Kobieta bez słowa podniosła go i podała Tayowi, który stał w drzwiach, drżąc. "To twój spadek - spadek dziedzica Szóstego Rodu." Pierścień służył do pieczętowania oficjalnych dokumentów Rodu. Tay widział podobny na ręku wuja Triffitha; tamten ozdobiony był skrzydłem, symbolem Rodu Indoril. Ten był inny: miał znak owada, przypominający Tayowi dzień, kiedy Kena Gafrisi uczył jego i Baynarah heraldyki. Symbol przeklętego Rodu Dagoth. Pieśń obezwładniła wszystkie zmysły Taya. Słyszał jej muzykę, czuł zapach przerażenia, smak smutku, dotyk potęgi. Jedyne, co widział przed sobą, to płomienie jej zniszczenia. Kiedy wziął pierścień i włożył go na palec, jego umysł nie wiedział, co robi. Także później, kiedy wyjął sztylet i wbił go w serce starej niani, nie był świadomy niczego poza Pieśnią. Nie usłyszał nawet jej ostatnich słów. Padając na ziemię, z uśmiechem na wargach, między którymi płynęła krew, Edebah powiedziała: "Dziękuję." Kiedy uniosła się zasłona Pieśni, Tay nie od razu zauważył, że wrócił już do świata jawy. Przed nim dalej szalały płomienie, takie same, jak te, które spaliły dom, gdzie się urodził. Te jednak płomienie pochodziły z ognia, który sam zapalił, pokładając żagiew pod ścianę domu, która już się waliła, grzebiąc ciało jego niańki. Tay uciekł, mając w uszach okrzyki wzywające straż.